당신은 주제를 찾고 있습니까 “henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora – Latarnik – Henryk Sienkiewicz – lektury (czyta Paweł Wódczyński)“? 다음 카테고리의 웹사이트 ppa.khunganhtreotuong.vn 에서 귀하의 모든 질문에 답변해 드립니다: https://ppa.khunganhtreotuong.vn/blog/. 바로 아래에서 답을 찾을 수 있습니다. 작성자 Nasze Czytanie 이(가) 작성한 기사에는 조회수 7,951회 및 좋아요 174개 개의 좋아요가 있습니다.
Table of Contents
henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora 주제에 대한 동영상 보기
여기에서 이 주제에 대한 비디오를 시청하십시오. 주의 깊게 살펴보고 읽고 있는 내용에 대한 피드백을 제공하세요!
d여기에서 Latarnik – Henryk Sienkiewicz – lektury (czyta Paweł Wódczyński) – henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora 주제에 대한 세부정보를 참조하세요
Latarnik – Henryk Sienkiewicz
Czyta: Paweł Wódczyński
Wesprzyj nas na Patronite: https://patronite.pl/fundacjaslowoikropka
Realizacja: Fundacja Słowo i Kropka 2019
Zapraszamy także na: http://www.facebook.com/naszeczytanie
henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora 주제에 대한 자세한 내용은 여기를 참조하세요.
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na …
Henryk Sienkiewicz „Latarnik” – fragment. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza,; a po dniu promiennym …
Source: cloud7u.edupage.org
Date Published: 11/16/2021
View: 2632
Henryk Sienkiewicz, Latarnik – Wolne Lektury
Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall[1], niedaleko Panamy, … Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę …
Source: wolnelektury.pl
Date Published: 7/24/2021
View: 5006
Latarnik1.doc – Henryk Sienkiewicz „Latarnik” – fragment 1….
View Latarnik1.doc from LEADERSHIP 111 at Harvard University. Henryk Sienkiewicz „Latarnik” – fragment 1. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło …
Source: www.coursehero.com
Date Published: 2/29/2021
View: 8428
Henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze …
Latarnik – treść noweli.. .Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję.— All right!. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy …
Source: odpowiedzkartkowka.pl
Date Published: 10/30/2021
View: 1341
Henryk Sienkiewicz „Latarnik” – fragment
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy.
Source: 9lib.org
Date Published: 10/1/2021
View: 3119
Henryk Sienkiewicz – Latarnik (1) – LingQ
Learn Polish from Henryk Sienkiewicz – Latarnik using the LingQ language learning … Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę …
Source: www.lingq.com
Date Published: 1/26/2021
View: 2812
Przeczytaj uważnie fragment Latarnika Henryka Sienkiewicza …
Henryk Sienkiewicz – Latarnik (fragment) … Na niebie paliły się jeszcze długie szlaki czerwone i złote, a on w tych światłościach leciał ku stronom …
Source: aleklasa.pl
Date Published: 12/19/2022
View: 1907
Henryk Sienkiewicz „Latarnik” – fragment
Nic też dziwnego, że gdy wieczorem zapalił swoja latarnię, był jakby odurzony, że pytał sam siebie, czy to prawda, i nie śmiał odpowiedzieć: tak. A tymczasem …
Source: zsowydminy.mazury.edu.pl
Date Published: 4/2/2022
View: 8335
Henryk Sienkiewicz-Latarnik – PDF-X.PL
TegoŜ samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik …
Source: pdf-x.pl
Date Published: 12/18/2021
View: 5967
Przygotowanie publikacji PTDE_2007 do druku. Wklej tekst do …
Henryk Sienkiewicz. Uniwersytet im. Alfreda Nobla. Latarnik … Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę.
Source: www.oke.krakow.pl
Date Published: 6/26/2021
View: 6535
주제와 관련된 이미지 henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora
주제와 관련된 더 많은 사진을 참조하십시오 Latarnik – Henryk Sienkiewicz – lektury (czyta Paweł Wódczyński). 댓글에서 더 많은 관련 이미지를 보거나 필요한 경우 더 많은 관련 기사를 볼 수 있습니다.

주제에 대한 기사 평가 henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora
- Author: Nasze Czytanie
- Views: 조회수 7,951회
- Likes: 좋아요 174개
- Date Published: 2019. 8. 16.
- Video Url link: https://www.youtube.com/watch?v=049ZhVSxuPU
Henryk Sienkiewicz, Latarnik :: Wolne Lektury
Spis treści II III
Bezdomność: 1 2 Książka: 1 Los: 1 2 Morze: 1 2 Natura: 1 Niedziela: 1 Obraz świata: 1 Ojczyzna: 1 2 Poezja: 1 Polak: 1 2 Rośliny: 1 Samotnik: 1 2 Starość: 1 Tęsknota: 1 Upadek: 1 Walka: 1 2 Woda: 1 Wspomnienia: 1 Zwierzęta: 1 Żołnierz: 1 2 Życie jako wędrówka: 1 2 Żywioły: 1
Henryk Sienkiewicz Latarnik
Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki.
Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall[1], niedaleko Panamy, przepadł bez wieści. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na której stoi latarnia, i został spłukany przez bałwan. Przypuszczenie to było tym prawdopodobniejsze, że na drugi dzień nie znaleziono jego łódki stojącej w skalistym wrębie. Zawakowało[2] tedy[3] miejsce latarnika, które trzeba było jak najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. Zatoka Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna. Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni. Kłopot wynalezienia nowego latarnika spadł na konsula Stanów Zjednoczonych, rezydującego w Panamie, a był to kłopot niemały, raz z tego powodu, że następcę trzeba było znaleźć koniecznie w ciągu dwunastu godzin; po wtóre, następca musiał być nadzwyczaj sumiennym człowiekiem, nie można więc było przyjmować byle kogo; na koniec w ogóle kandydatów na posadę brakło. Życie na wieży jest nadzwyczaj trudne i bynajmniej nie uśmiecha się rozpróżniaczonym i lubiącym swobodną włóczęgę ludziom Południa. Latarnik jest niemal więźniem. Z wyjątkiem niedzieli nie może on wcale opuszczać swej skalistej wysepki. Łódź z Aspinwall przywozi mu raz na dzień zapasy żywności i świeżą wodę, po czym przywożący oddalają się natychmiast, na całej zaś wysepce, mającej morgę rozległości, nie ma nikogo. Latarnik mieszka w latarni, utrzymuje ją w porządku; w dzień daje znaki wywieszaniem różnokolorowych flag wedle wskazówek barometru, w wieczór zaś zapala światło. Nie byłaby to wielka robota, gdyby nie to, że chcąc się dostać z dołu do ognisk na szczyt wieży, trzeba przejść przeszło czterysta schodów krętych i nader wysokich, latarnik zaś musi odbywać tę podróż czasem i kilka razy dziennie. W ogóle jest to życie klasztorne, a nawet więcej niż klasztorne, bo pustelnicze. Nic też dziwnego, że Mr. Izaak Falconbridge był w niemałym kłopocie, gdzie znajdzie stałego następcę po nieboszczyku, i łatwo zrozumieć jego radość, gdy najniespodzianiej następca zgłosił się jeszcze tegoż samego dnia. Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo i więcej, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza. Włosy miał zupełnie białe, płeć[4] spaloną, jak u Kreolów, ale sądząc z niebieskich oczu, nie należał do ludzi Południa. Twarz jego była przygnębiona i smutna, ale uczciwa. Na pierwszy rzut oka podobał się Falconbridge’owi. Pozostało go tylko wyegzaminować, wskutek czego wywiązała się następująca rozmowa:
Los, Polak, Walka, Żołnierz— Skąd jesteście?
— Jestem Polak.
— Coście robili dotąd?
— Tułałem się.
— Latarnik powinien lubić siedzieć na miejscu.
— Potrzebuję odpoczynku.
— Czy służyliście kiedy? Czy macie świadectwa uczciwej służby rządowej?
Stary człowiek wyciągnął z zanadrza spłowiały jedwabny szmat, podobny do strzępu starej chorągwi. Rozwinął go i rzekł:
— Oto są świadectwa. Ten krzyż dostałem w roku trzydziestym. Ten drugi jest hiszpański z wojny karlistowskiej; trzeci to legia francuska; czwarty otrzymałem na Węgrzech. Potem biłem się w Stanach przeciw południowcom, ale tam nie dają krzyżów — więc oto papier.
Falconbridge wziął papier i zaczął czytać.
— Hm! Skawiński? To jest wasze nazwisko?… Hm!… Dwie chorągwie zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety… Byliście walecznym żołnierzem!
— Potrafię być i sumiennym latarnikiem.
— Trzeba tam co dzień wchodzić po kilka razy na wieżę. Czy nogi macie zdrowe?
— Przeszedłem piechotą „pleny[5]”.
— All right! Czy jesteście obeznani ze służbą morską?
— Trzy lata służyłem na wielorybniku.
— Próbowaliście różnych zawodów?
— Nie zaznałem tylko spokojności.
— Dlaczego?
Stary człowiek ruszył ramionami.
— Taki los…
— Wszelako na latarnika wydajecie mi się za starzy.
— Sir — ozwał się nagle kandydat wzruszonym głosem. — Jestem bardzo znużony i skołatany. Dużo, widzicie, przeszedłem. Miejsce[6] to jest jedno z takich, jakie najgoręcej pragnę otrzymać. Jestem stary, potrzebuję spokoju! Potrzebuję sobie powiedzieć: tu już będziesz siedział, to jest twój port. Ach, Sir! To od was tylko zależy. Drugi raz się może taka posada nie zdarzy. Co za szczęście, że byłem w Panamie… Błagam was… Jak mi Bóg miły, jestem jak statek, który jeśli nie wejdzie do portu, to zatonie… Jeśli chcecie uszczęśliwić człowieka starego… Przysięgam, że jestem uczciwy, ale… Dość mam już tego tułactwa…
Niebieskie oczy starca wyrażały tak gorącą prośbę, że Falconbridge, który miał dobre, proste serce, czuł się wzruszony.
— Well[7]! — rzekł. — Przyjmuję was. Jesteście latarnikiem.
Twarz starego zajaśniała niewypowiedzianą radością.
— Dziękuję.
— Czy możecie dziś jechać na wieżę?
— Tak jest.
— Zatem good bye!… Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję.
— All right!
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła. Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwie podzwrotnikowa, przesycona jasną mgłą, tworzącą koło księżyca wielki, zabarwiony tęczowo krąg o miękkich, nieujętych brzegach. Morze tylko burzyło się, ponieważ przypływ wzbierał. Skawiński stał na balkonie, tuż koło olbrzymich ognisk, podobny z dołu do małego, czarnego punkciku. Próbował zebrać myśl i objąć swe nowe położenie. Ale myśl jego była nadto pod naciskiem, by mogła snuć się prawidłowo. BezdomnośćCzuł on coś takiego, co czuje szczuty zwierz, gdy wreszcie schroni się przed pogonią na jakiejś niedostępnej skale lub w pieczarze. Nadszedł nareszcie dla niego czas spokoju. Poczucie bezpieczeństwa napełniło jakąś niewysłowioną rozkoszą jego duszę. Oto mógł na tej skale po prostu urągać dawnemu tułactwu, dawnym nieszczęściom i niepowodzeniom. Był on naprawdę jak okręt, któremu burza łamała maszty, rwała liny, żagle, którym rzucała od chmur na dno morza, w który biła falą, pluła pianą — a który jednak zawinął do portu. Obrazy tej burzy przesuwały się teraz szybko w jego myśli w przeciwstawieniu do cichej przyszłości, jaka miała się rozpocząć. Część swych dziwnych kolei opowiadał sam Falconbridge’owi, nie wspomniał jednak o tysiącznych innych przygodach. Miał on nieszczęście, że ilekroć rozbił gdzie namiot i rozniecił ognisko, by się osiedlić stale, jakiś wiatr wyrywał kołki namiotu, rozwiewał ognisko, a jego samego niósł na stracenie. Życie jako wędrówkaSpoglądając teraz z wieżowego balkonu na oświecone fale, wspominał o wszystkim, co przeszedł. Oto bił się w czterech częściach świata — i na tułaczce próbował wszystkich niemal zawodów. Pracowity i uczciwy, nieraz dorabiał się grosza i zawsze tracił go wbrew wszelkim przewidywaniom i największej ostrożności. Był kopaczem złota w Australii, poszukiwaczem diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich. Gdy w swoim czasie założył w Kalifornii farmę, zgubiła go susza; próbował handlu z dzikimi plemionami zamieszkującymi wnętrze Brazylii: tratwa jego rozbiła się na Amazonce, on sam zaś bezbronny i prawie nagi tułał się w lasach przez kilka tygodni, żywiąc się dzikim owocem, narażony co chwila na śmierć w paszczy drapieżnych zwierząt. Założył warsztat kowalski w Helenie, w Arkansas, i — spalił się w wielkim pożarze całego miasta. Następnie w Górach Skalistych dostał się w ręce Indian i cudem tylko został wybawiony przez kanadyjskich strzelców. Służył jako majtek na statku kursującym między Bahią i Bordeaux, potem jako harpunnik na wielorybniku: oba statki rozbiły się. Miał fabrykę cygar w Hawanie — został okradziony przez wspólnika w chwili, gdy sam leżał chory na „vomito”. LosWreszcie przybył do Aspinwall — i tu miał być kres jego niepowodzeń. Cóż go bowiem mogło doścignąć jeszcze na tej skalistej wysepce? Ani woda, ani ogień, ani ludzie. Zresztą od ludzi Skawiński niewiele doznał złego. Częściej spotykał dobrych niż złych.
Zdawało się natomiast, że prześladują go wszystkie cztery żywioły. Ci, co go znali, mówili, że nie ma szczęścia, i tym objaśniali wszystko. On sam wreszcie stał się trochę maniakiem. Wierzył, że jakaś potężna a mściwa ręka ściga go wszędzie, po wszystkich lądach i wodach. Nie lubił jednak o tym mówić; czasem tylko, gdy go pytano, czyja to miała być ręka, ukazywał tajemniczo na Gwiazdę Polarną i odpowiadał, że to idzie stamtąd… Rzeczywiście, niepowodzenia jego były tak stałe, że aż dziwne, i łatwo mogły zabić gwóźdź w głowie, zwłaszcza temu, kto ich doznawał. Zresztą miał cierpliwość Indianina i wielką spokojną siłę oporu, jaka płynie z prawości serca. W swoim czasie na Węgrzech dostał kilkanaście pchnięć bagnetem, bo nie chciał chwycić za strzemię, które mu ukazywano jako środek ratunku, i krzyczeć: pardon. Tak samo nie poddawał się i nieszczęściu. Lazł pod górę tak pracowicie, jak mrówka. Zepchnięty sto razy, rozpoczynał spokojnie swoją podróż po raz setny pierwszy. Był to w swoim rodzaju szczególniejszy dziwak. Stary ten żołnierz, opalony Bóg wie w jakich ogniach, zahartowany w biedach, bity i kuty, miał serce dziecka. W czasie epidemii na Kubie zapadł na nią dlatego, że oddał chorym wszystką swoją chininę, której miał znaczny zapas, nie zostawiwszy sobie ani grama.
Było w nim jeszcze i to dziwnego, że po tylu zawodach zawsze był pełen ufności i nie tracił nadziei, że jeszcze wszystko będzie dobrze. W zimie ożywiał się zawsze i przepowiadał jakieś wielkie wypadki. Czekał ich niecierpliwie i myślą o nich żył lata całe… Ale zimy mijały jedne za drugimi i Skawiński doczekał się tylko tego, że ubieliły mu głowę. Wreszcie zestarzał się — począł tracić energię. TęsknotaCierpliwość jego poczynała być coraz podobniejsza do rezygnacji. Dawny spokój zmienił się w skłonność do roztkliwiania się i ten hartowny żołnierz jął przeradzać się w beksę gotowego załzawić się z lada powodu. Prócz tego od czasu do czasu tłukła go najstraszliwsza nostalgia, którą podniecała lada okoliczność: widok jaskółek, szarych ptaków podobnych do wróbli, śniegi na górach lub zasłyszana jakaś nuta, podobna do słyszanej niegdyś… Życie jako wędrówkaNa koniec opanowała go tylko jedna myśl: myśl spoczynku. Owładnęła ona starcem zupełnie i wchłonęła w siebie wszelkie inne pragnienia i nadzieje. Wieczny tułacz nie mógł już sobie wymarzyć nic bardziej upragnionego, nic droższego nad jaki spokojny kąt, w którym by mógł odpocząć i czekać cicho kresu. Może właśnie dlatego, że szczególne jakieś dziwactwo losu rzucało nim po wszystkich morzach i krajach tak, że prawie nie mógł tchu złapać, wyobrażał sobie, że największym ludzkim szczęściem jest — tylko nie tułać się. Co prawda, to i należało mu się takie skromne szczęście, ale tak już był zwyczajny zawodów, że myślał o tym, jak w ogóle ludzie marzą o czymś niedoścignionym. Spodziewać się nie śmiał. Tymczasem niespodzianie w ciągu dwunastu godzin dostał posadę jakby wybraną dla siebie ze wszystkich na świecie. Nic też dziwnego, że gdy wieczorem zapalił swoją latarnię, był jakby odurzony, że pytał sam siebie, czy to prawda, i nie śmiał odpowiedzieć: tak. A tymczasem rzeczywistość przemawiała do niego nieprzepartymi dowodami; więc godziny jedna za drugą spływały mu na balkonie. Patrzył, nasycał się, przekonywał. MorzeMogłoby się zdawać, że pierwszy raz w życiu widział morze, bo północ wybiła już na aspinwallskich zegarach, a on jeszcze nie opuszczał swojej powietrznej wyżyny — i patrzył. W dole pod jego stopami grało morze. Soczewka latarni rzucała w ciemność olbrzymi ostrokrąg światła, poza którym oko starca ginęło w dali czarnej zupełnie, tajemniczej i strasznej. Ale dal owa zdawała się biegnąć ku światłu. Długie wiorstowe fale wytaczały się z ciemności i rycząc szły aż do stóp wysepki, a wówczas widać było spienione ich grzbiety, połyskujące różowo w świetle latarni. Woda, ŻywiołyPrzypływ wzmagał się coraz bardziej i zalewał piaszczyste ławice. Tajemnicza mowa oceanu dochodziła z pełni coraz potężniej i głośniej, podobna czasem do huku armat, to do szumu olbrzymich lasów, to do dalekiego, zmąconego gwaru głosów ludzkich. Chwilami cichło. Potem o uszy starca odbijało się kilka wielkich westchnień, potem jakieś łkania — i znów groźne wybuchy. Wreszcie wiatr zwiał mgłę, ale napędził czarnych, poszarpanych chmur, które przysłaniały księżyc. Z zachodu poczynało dąć coraz mocniej. Bałwany skakały z wściekłością na urwisko latarni, oblizując już pianą i podmurowanie. W dali pomrukiwała burza. Na ciemnej, wzburzonej przestrzeni zabłysło kilka zielonych latarek, pouwieszanych do masztów okrętowych. Zielone owe punkciki to wznosiły się wysoko, to zapadały w dół, to chwiały się na prawo i na lewo. Skawiński zeszedł do swej izby. Burza poczęła wyć. Tam, na dworze, ludzie na owych okrętach walczyli z nocą, z ciemnością, z falą; w izbie zaś spokojnie było i cicho. Nawet odgłosy burzy słabo przedzierały się przez grube mury i tylko miarowe tik–tak! zegara kołysało utrudzonego starca jakby do snu.
II
Samotnik, StarośćZaczęły płynąć godziny, dnie i tygodnie… Majtkowie twierdzą, że czasem, gdy morze bardzo jest rozhukane, woła coś na nich wśród nocy i ciemności po nazwisku. Jeżeli nieskończoność morska może tak wołać, to być może, że gdy się człowiek zestarzeje, woła także na niego i inna nieskończoność, jeszcze ciemniejsza i bardziej tajemnicza, a im jest bardziej zmęczony życiem, tym milsze są mu te nawoływania. Ale, by ich słuchać, trzeba ciszy. Prócz tego starość lubi się odosabniać, jakby w przeczuciu grobu. Latarnia była już dla Skawińskiego takim półgrobem. Nic jednostajniejszego, jak podobne życie na wieży. Młodzi ludzie, jeśli się na nie godzą, to po pewnym czasie opuszczają służbę. Latarnik też bywa zazwyczaj człekiem niemłodym, posępnym i zamkniętym w sobie. Gdy wypadkiem porzuci swoją latarnię i dostanie się między ludzi, chodzi wśród nich jak człowiek zbudzony z głębokiego snu. Na wieży brak wszelkich drobnych wrażeń, które w zwykłym życiu uczą stosować wszystko do siebie. Wszystko, z czym styka się latarnik, jest olbrzymie i pozbawione zwartych, określonych kształtów. Niebo — to jeden ogół, woda — to drugi, a wśród tych nieskończoności samotna dusza ludzka! Jest to życie, w którym myśl jest raczej ciągłym zadumaniem się, a z tego zadumania nie budzi latarnika nic, nawet jego zajęcia. Dzień do dnia staje się podobny jak dwa paciorki w różańcu i chyba zmiany pogody stanowią jedyną rozmaitość. Skawiński jednak czuł się tak szczęśliwym, jak nigdy w życiu nie był. MorzeWstawał świtaniem, brał posiłek, czyścił soczewki latarni, a potem, siadłszy na balkonie, wpatrywał się w dal morską i oczy jego nie mogły się nigdy nasycić obrazami, które przed sobą widział. Zwykle na olbrzymim turkusowym tle widać było stada wydętych żagli, świecących w promieniach słońca tak mocno, że aż oczy mrużyły się pod nadmiarem blasku; czasem statki, korzystając z wiatrów, które pasatami zowią, szły wyciągniętym szeregiem jedne za drugimi, podobne do łańcucha mew lub albatrosów. Czerwone beczki wskazujące drogę kołysały się na fali lekkim, łagodnym ruchem; między żaglami pojawiał się co dnia w południe olbrzymi szarawy pióropusz dymu. To parowiec z New Yorku wiózł podróżnych i towary do Aspinwall, ciągnąc za sobą długi, spieniony szlak piany. Z drugiej strony balkonu widział Skawiński, jak na dłoni, Aspinwall i jego ruchliwy port, a w nim las masztów, łodzie i łódki; nieco zaś dalej białe domy i wieżyczki miasta. Z wysokości latarni domki były podobne do gniazd mew, łodzie do żuków, a ludzie poruszali się jak małe punkciki na białym, kamiennym bulwarku. Z rana lekki wschodni powiew przynosił zmieszany gwar życia ludzkiego, nad którym górował świst parowców. W południe nadchodziła godzina sjesty. Ruch w porcie ustawał; mewy kryły się w szczerby skał, fale słabły i stawały się jakieś leniwe, a wówczas na lądzie, na morzu i na latarni nastawała chwila niezmąconej niczym ciszy. Żółte piaski, z których odpłynęły fale, lśniły na kształt złotych plam na obszarach wodnych; słup wieżowy odrzynał się twardo w błękicie. Potoki promieni słonecznych lały się z nieba na wodę, na piaski i na urwiska. Wówczas i starca ogarniała jakaś niemoc, pełna słodyczy. Czuł, że ten odpoczynek, którego używa, jest wyborny, a gdy pomyślał, że będzie trwały, to mu już niczego nie brakło. Skawiński rozmarzał się własnym szczęściem, ale że człowiek łatwo oswaja się z lepszym losem, stopniowo nabierał wiary i ufności, myślał bowiem, że jeśli ludzie budują domy dla inwalidów, to dlaczegóżby Bóg nie miał wreszcie przygarnąć swego inwalidy? Czas upływał i utrwalał go w tym przekonaniu. Stary zżył się z wieżą, z latarnią, z urwiskiem, z ławicami piasku i samotnością. Poznał się także i z mewami, które niosły się w załamach skalnych, a wieczorem odprawiały wiece na dachu latarni. Skawiński rzucał im zwykle resztki swego jadła, tak zaś przyswoiły się wkrótce, że gdy to czynił potem, to otaczała go prawdziwa burza białych skrzydeł, stary zaś chodził między ptastwem[8] jak pastuch między owcami. W czasie odpływu wyprawiał się na niskie piaszczyste ławice, na których zbierał smaczne ślimaki i piękne perłowe konchy żeglarków, które odpływająca fala osadzała na piasku. W nocy przy świetle księżyca i latarni chodził na ryby, którymi roiły się załamy skalne. RoślinyW końcu pokochał swoją skałę i swoją bezdrzewną wysepkę, porośniętą tylko drobnymi, tłustymi roślinkami, sączącymi lepką żywicę. Ubóstwo wysepki wynagradzały mu zresztą dalsze widoki. W południowych godzinach, gdy atmosfera stawała się bardzo przezroczystą, widać było całe międzymorze, aż do Pacyfiku, pokryte najbujniejszą roślinnością. Skawińskiemu wydawało się wówczas, że widzi jeden olbrzymi ogród. Pęki kokosów i olbrzymich muz układały się jakby w przepyszne czubiaste bukiety, tuż zaraz za domami Aspinwallu. Dalej, między Aspinwall a Panamą, widać było ogromny las, nad którym co rano i pod noc zwieszał się czerwonawy opar wyziewów — las prawdziwie podzwrotnikowy, zalany u spodu stojącą wodą, oplatany lianami, szumiący jedną falą olbrzymich storczyków, palm, drzew mlecznych, żelaznych i gumowych.
Natura, ZwierzętaPrzez swą strażniczą lunetę stary mógł dojrzeć nie tylko drzewa, nie tylko rozłożyste liście bananów, ale nawet gromady małp, wielkich marabutów i stada papug, wzbijające się czasem jak tęczowa chmura nad lasem. Skawiński znał z bliska podobne lasy, gdyż po rozbiciu się na Amazonce błąkał się całe tygodnie wśród podobnych zielonych sklepień i gąszczów. Wiedział, ile pod cudną, śmiejącą się powierzchnią ukrywa się niebezpieczeństw i śmierci. Wśród nocy, jakie w nich spędził, słyszał z bliska grobowe głosy wyjców i ryki jaguarów, widział olbrzymie węże kołyszące się na kształt lianów na drzewach; znał owe senne jeziora leśne, przepełnione drętwami i rojące się od krokodylów. Wiedział, pod jakim jarzmem żyje człowiek w tych niezgłębionych puszczach, w których pojedyncze liście przenoszą dziesięciokrotnie jego wielkość, w których mrowią się krwiożercze moskity, pijawki drzewne i olbrzymie jadowite pająki. Obraz świata, SamotnikWszystkiego sam doznał, sam doświadczył, wszystko sam przecierpiał; toteż tym większą mu teraz sprawiało rozkosz patrzeć z wysokości na owe matos, podziwiać ich piękność, a być zasłoniętym od zdrad. NiedzielaJego wieża chroniła go przed wszelkim złem. Opuszczał ją też tylko czasami w niedzielę z rana. Przywdziewał wtedy granatową kapotę strażniczą ze srebrnymi guzami, na piersiach zawieszał swoje krzyże i jego mleczna głowa podnosiła się z pewną dumą, gdy słyszał przy wyjściu z kościoła, jak Kreole mówili między sobą: „Porządnego mamy latarnika”. — „I nie heretyk, chociaż Yankee!” Wracał jednak natychmiast po mszy na wyspę i wracał szczęśliwy, bo zawsze jeszcze nie dowierzał stałemu lądowi. W niedzielę także odczytywał sobie hiszpańską gazetę, którą zakupywał w mieście, lub nowojorskiego »Heralda«, pożyczanego u Falconbridge’a — i szukał w nich skwapliwie wiadomości z Europy. Biedne stare serce! Na tej wieży strażniczej i na drugiej półkuli biło jeszcze dla kraju… Czasem także, gdy łódź przywożąca mu co dzień żywność i wodę przybiła do wysepki, schodził z wieży na gawędę ze strażnikiem Johnsem. Potem jednak widocznie zdziczał. Przestał bywać w mieście, czytywać gazety i schodzić na polityczne rozprawy Johnsa. Upływały całe tygodnie w ten sposób, że nikt jego nie widział ani on nikogo. Jedynym znakiem, że stary żyje, było tylko znikanie żywności pozostawianej na brzegu i światło latarni zapalane co wieczór z taką regularnością, z jaką słońce wstaje rankiem z wody w tamtych stronach. Widocznie stary zobojętniał dla świata. Powodem tego nie była nostalgia, ale właśnie to, że przeszła i ona nawet w rezygnację. Cały świat teraz zaczynał się dla starca i kończył się na jego wysepce. Zżył się już z myślą, że nie opuści wieży do śmierci, i po prostu zapomniał, że jest jeszcze coś poza nią. Przy tym stał się mistykiem. Łagodne niebieskie jego oczy poczęły być jak oczy dziecka, zapatrzone wiecznie i jakby utkwione w jakiejś dali. W ciągłym odosobnieniu i wobec otoczenia nadzwyczaj prostego a wielkiego począł stary tracić poczucie własnej odrębności, przestawał istnieć jakoby osoba, a zlewał się coraz więcej z tym, co go otaczało. Nie rozumował nad tym, czuł tylko bezwiednie, ale w końcu zdawało mu się, że niebo, woda, jego skała, wieża i złote ławice piasku, i wydęte żagle, i mewy, odpływy i przypływy, to jakaś wielka jedność i jedna, ogromna tajemnicza dusza; on zaś sam pogrąża się w tej tajemnicy i czuje ową duszę, która żyje i koi się. Zatonął, ukołysał się, zapamiętał — i w tym ograniczeniu własnego, odrębnego bytu, w tym pół czuwaniu, pół śnie znalazł spokój tak wielki, że prawie podobny do półśmierci.
III
Ale nadeszło przebudzenie.
KsiążkaPewnego razu, gdy łódź przywiozła wodę i zapasy żywności, Skawiński, zeszedłszy w godzinę później z wieży, spostrzegł, że prócz zwykłego ładunku jest jeszcze jedna paczka więcej. Na wierzchu paczki były marki pocztowe Stanów Zjednoczonych i wyraźny adres „Skawiński Esq.”, wypisany na grubym żaglowym płótnie. Rozciekawiony starzec przeciął płótno i ujrzał książki: wziął jedną do ręki, spojrzał i położył na powrót, przy czym ręce poczęły mu drżeć mocno. Przysłonił oczy, jakby im nie wierząc; zdawało mu się, że śni — książka była polska. Co to miało znaczyć?! Kto mu mógł przysłać książkę? W pierwszej chwili zapomniał widocznie, iż jeszcze na początku swej latarniczej kariery przeczytał pewnego razu w pożyczonym od konsula »Heraldzie« o zawiązaniu polskiego Towarzystwa w New Yorku i że zaraz przesłał Towarzystwu połowę swej miesięcznej pensji, z którą zresztą nie miał co robić na wieży. Towarzystwo wywdzięczając się przysyłało książki. Przyszły one drogą naturalną, ale w pierwszej chwili starzec nie mógł pochwytać tych myśli. Polskie książki w Aspinwall, na jego wieży, wśród jego samotności, była to dla niego jakaś nadzwyczajność, jakieś tchnienie dawnych czasów, cud jakiś. Teraz wydało mu się, jak owym żeglarzom wśród nocy, że coś zawołało na niego po imieniu głosem bardzo kochanym, a zapomnianym prawie. Przesiedział chwilę z zamkniętymi oczyma i był prawie pewny, że gdy je otworzy, sen zniknie. Nie! Rozcięta paczka leżała przed nim wyraźnie, oświecona blaskiem popołudniowego słońca, a na niej otwarta już książka. Poezja, Polak, WalkaGdy stary wyciągnął znowu po nią rękę, słyszał wśród ciszy bicie własnego serca. Spojrzał: były to wiersze. Na wierzchu stał wypisany wielkimi literami tytuł, pod spodem zaś imię autora. Imię to nie było Skawińskiemu obce; wiedział, że należy ono do wielkiego poety, którego nawet i utwory czytywał po trzydziestym roku w Paryżu. Potem, wojując w Algerze i w Hiszpanii, słyszał od rodaków o coraz wzrastającej sławie wielkiego wieszcza, ale tak przywykł wówczas do karabina, że i do ręki nie brał książek. W czterdziestym dziewiątym roku wyjechał do Ameryki i w awanturniczym życiu, jakie prowadził, prawie nie spotykał Polaków, a nigdy książek polskich. Z tym większą też skwapliwością i z tym żywiej bijącym sercem przewrócił kartę tytułową. Zdało mu się teraz, że na jego samotnej skale poczyna się dziać coś uroczystego. Jakoż była to chwila wielkiego spokoju i ciszy. Zegary aspinwallskie wybiły piątą po południu. Jasnego nieba nie zaciemniała żadna chmurka, kilka mew tylko pławiło się w błękitach. Ocean był ukołysany. Nadbrzeżne fale zaledwie bełkotały z cicha, rozpływając się łagodnie po piaskach. W dali śmiały się białe domy Aspinwallu i cudne grupy palm. Naprawdę było jakoś uroczyście, a cicho i poważnie. Nagle wśród tego spokoju natury rozległ się drżący głos starego, który czytał głośno, by się samemu lepiej rozumieć:
Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie! Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie…
Skawińskiemu zabrakło głosu. Litery poczęły mu skakać do oczu; w piersi coś urwało się i szło na kształt fali od serca wyżej i wyżej, tłumiąc głos, ściskając za gardło… Chwila jeszcze, opanował się i czytał dalej:
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy Nowogrodzki ochraniasz z jego wiernym ludem! Jak mnie, dziecko, do zdrowia powróciłaś cudem, (Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu Iść, za zwrócone życie podziękować Bogu), Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono…
OjczyznaWezbrana fala przerwała tamę woli. Stary ryknął i rzucił się na ziemię; jego mleczne włosy zmieszały się z piaskiem nadmorskim. Oto czterdzieści lat dobiegało, jak nie widział kraju, i Bóg wie ile, jak nie słyszał mowy rodzinnej, a tu tymczasem ta mowa przyszła sama do niego — przepłynęła ocean i znalazła go, samotnika, na drugiej półkuli, taka kochana, taka droga, taka śliczna! We łkaniu, jakie nim wstrząsało, nie było bólu, ale tylko nagle rozbudzona niezmierna miłość, przy której wszystko jest niczym… On po prostu tym wielkim płaczem przepraszał tę ukochaną, oddaloną za to, że się już tak zestarzał, tak zżył z samotną skałą i tak zapamiętał, iż się w nim i tęsknota poczynała zacierać. A teraz „wracał cudem” — więc się w nim serce rwało. Chwile mijały jedna za drugą: on wciąż leżał. Mewy przyleciały nad latarnię, pokrzykując jakby niespokojne o swego starego przyjaciela. Nadchodziła godzina, w której je karmił resztkami swej żywności, więc kilka z nich zleciało z wierzchu latarni aż do niego. Potem przybyło ich coraz więcej i zaczęły go dziobać lekko i furkotać skrzydłami nad jego głową. Szumy skrzydeł zbudziły go. Wypłakawszy się, miał teraz w twarzy jakiś spokój i rozpromienienie, a oczy jego były jakby natchnione. Oddał bezwiednie całą swoją żywność ptakom, które rzuciły się na nią z wrzaskiem, a sam wziął znowu książkę. Słońce już było przeszło nad ogrodami i nad dziewiczym lasem Panamy i staczało się z wolna za międzymorze, ku drugiemu oceanowi, ale i Atlantyk był jeszcze pełen blasku, w powietrzu widno zupełnie, więc czytał dalej:
Tymczasem przenoś duszę moją utęsknioną Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych…
Ojczyzna, Wspomnienia, ŻołnierzZmierzch dopiero zatarł litery na białej karcie, zmierzch krótki jak mgnienie oka. Starzec oparł głowę o skałę i przymknął oczy. A wówczas „Ta, co jasnej broni Częstochowy” zabrała jego duszę i przeniosła „do tych pól malowanych zbożem rozmaitym”. Na niebie paliły się jeszcze długie szlaki czerwone i złote, a on w tych światłościach leciał ku stronom kochanym. Zaszumiały mu w uszach lasy sosnowe, zabełkotały rzeki rodzinne. Widzi wszystko, jak było. Wszystko go pyta: „Pamiętasz?”. On pamięta! A zresztą widzi: pola przestronne, miedze, łąki, lasy i wioski. Noc już! O tej porze już zwykle jego latarnia rozświecała ciemności morskie — ale teraz on jest we wsi rodzinnej. Stara głowa pochyla się na piersi i śni. Obrazy przesuwają się przed jego oczyma szybko i trochę bezładnie. Nie widzi domu rodzinnego, bo starła go wojna, nie widzi ojca ani matki, bo go odumarli dzieckiem; ale zresztą wieś, jakby ją wczoraj opuścił: szereg chałup ze światełkami w oknach, grobla, młyn, dwa stawy podane ku sobie i brzmiące całą noc chórami żab. Niegdyś w tej swojej wiosce stał nocą na widecie, teraz przeszłość ta podstawia się nagle w szeregu widzeń. Oto znowu jest ułanem i stoi na widecie: z dala karczma pogląda płonącymi oczyma i brzmi, i śpiewa, i huczy wśród ciszy nocnej tupotaniem, głosami skrzypiec i basetli. „U-ha! U-ha!” To ułany krzeszą ognia podkówkami, a jemu tam nudno samemu na koniu! Godziny wloką się leniwo, wreszcie światła gasną; teraz, jak okiem sięgnąć, mgła i mgła nieprzejrzana: opar widocznie podnosi się z łąk i obejmuje świat cały białawym tumanem. Rzekłbyś: zupełnie ocean. Ale to łąki: rychło czekać, jak derkacz ozwie się w ciemności i bąki zahuczą po trzcinach. Noc jest spokojna i chłodna, prawdziwie polska noc! W oddali bór sosnowy szumi bez wiatru… Jak fala morska. Wkrótce świtanie wschód ubieli: jakoż i kury pieją już w zapłociach. Jeden drugiemu podaje głos z chaty do chaty; wraz i żurawie krzyczą już gdzieś z wysoka. Ułanowi jakoś rześko, zdrowo. Coś tam gadali o jutrzejszej bitwie. Hej! To i pójdzie, jak pójdą inni z krzykiem i furkotaniem chorągiewek. Młoda krew gra jak trąbka, choć powiew nocny ją chłodzi. Ale już świta, świta! Noc blednie: z cienia wychylają się lasy, zarośla, szereg chałup, młyn, topole. Studnie skrzypią, jakby blaszana chorągiewka na wieży. Jaka ta ziemia kochana, śliczna w różowych blaskach jutrzni! Oj, jedyna, jedyna!
Cicho! Czujna wideta słyszy, że się ktoś zbliża. Zapewne idą zluzować warty.
Nagle jakiś głos rozlega się nad Skawińskim:
— Hej, stary! Wstawajcie. Co to wam?
Stary otwiera oczy i patrzy ze zdziwieniem na stojącego przed sobą człowieka. Resztki snu widzeń walczą w jego głowie z rzeczywistością. Wreszcie widzenia bledną i nikną. Przed nim stoi Johns, strażnik portowy.
— Co to? — pyta Johns — Chorzyście?
— Nie.
Bezdomność, Upadek— Nie zapaliliście latarni. Pójdziecie precz ze służby. Łódź z San–Geromo rozbiła się na mieliźnie, szczęściem, nikt nie utonął; inaczej poszlibyście pod sąd. Siadajcie ze mną, resztę usłyszycie w konsulacie.
Stary pobladł: istotnie nie zapalił tej nocy latarni.
W kilka dni później widziano Skawińskiego na pokładzie statku idącego z Aspinwall do New Yorku. Biedak stracił posadę. Otwierały się przed nim nowe drogi tułactwa; wiatr porywał znowu ten liść, by nim rzucać po lądach i morzach, by się nad nim znęcać do woli. Toteż stary przez te kilka dni posunął się bardzo i pochylił; oczy miał tylko błyszczące. Na nowe zaś drogi życia miał także na piersiach swoją książkę, którą od czasu do czasu przyciskał ręką, jakby w obawie, by mu i ona nie zginęła…
Henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora
Co roku do domeny publicznej przechodzi twórczość kolejnych autorów.. w utworze.. Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję.. Ci, co go znali, mówili, że nie ma szczęścia, i tym objaśniali wszystko.. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Henryk Sienkiewicz “Latarnik” – fragment Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Latarnik – treść noweli.. .Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję.— All right!. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Henryk Sienkiewicz ,,Latarnik” – fragment Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastapila noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzucila jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego swiatla.Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję..
Tegoż wieczora pan Tyzenhauz zbliżył się do pana Kmicica.
Lecz Kmicic umknął mu ręki.Autor: Henryk Sienkiewicz Ur. 5 maja 1846 r. w Woli Okrzejskiej na Podlasiu Zm. 15 listopada 1916 r. w Vevey (Szwajcaria) Najważniejsze dzieła: nowele: Za chlebem (1880), Janko Muzykant (1880), Latarnik (1882); powieści: Trylogia (Ogniem i mieczem 1883-83, Potop 1886, Pan Wołodyjowski …Latarnik – Henryk Sienkiewicz — Wesprzyj Wolne Lektury!. Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo więcéj, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza.. rit Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawegoJa i Jery Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki.. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, 2. a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, 3. nowy latarnik widocznie był już na miejscu, 4. bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.. Wydawnictwo Avia Artis.. On sam wreszcie stał się trochę maniakiem.. Dzięki Twojemu wsparciu będziemy je mogli udostępnić wszystkim bezpłatnie.. Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwieJeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję..
… gdy najniespodzianiéj następca zgłosił się jeszcze tegoż samego dnia.
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Motyw.. Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki.Latarnik ebook Henryk Sienkiewicz.. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Henryk Sienkiewicz “Latarnik” – fragment 1.. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na…Henryk Sienkiewicz “Latarnik” – fragment.. — Wybacz waszmość — rzekł — z miłości to.. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody, swoje snopy jaskrawego światła..
Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall, niedaleko Panamy, przepadł bez wieści.
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Henryk Sienkiewicz “Latarnik” Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Henryk Sienkiewicz, “Latarnik”, książka pochodzi z serwisu Wolne Lektury: Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy .Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.. Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwie podzwrotnikowa, przesycona jasną .Henryk Sienkiewicz “Latarnik” Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.de ść nad sam brzeg skaliste wysepki, na które stoi latarnia, i został spłukany przez bałwan..
Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwie podzwrotnikowa …Henryk Sienkiewicz “Latarnik” – fragment.
Przyjaźń.. Zawakowało tedy mie sce latarnika, któreHenryk Sienkiewicz “Latarnik” – fragment Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję.. Tegoż wieczora pan Tyzenhauz zbliżył się do pana Kmicica.. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła, jak zwykle, na wody swoje snopy jaskrawego światła.Henryk Sienkiewicz “Latarnik” – fragment.. Przekaż 1% .Życiorys Rodzina.. — Wybacz waszmość — rzekł — z miłości to do pana cię podejrzywałem.. Zdawało się natomiast, że prześladują go wszystkie cztery żywioły.. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła, jak zwykle, na wody swoje snopy jaskrawego światła.Henryk Sienkiewicz “Latarnik” – fragment.. Przypuszczenie to było tym prawdopodobnie sze, że na drugi dzień nie znale-ziono ego łódki sto ące w skalistym wrębie.. Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję..
Henryk Sienkiewicz „Latarnik” – fragment
(1)
Henryk Sienkiewicz „Latarnik” – fragment
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła.
Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwie podzwrotnikowa, przesycona jasną mgłą, tworzącą koło księżyca wielki, zabarwiony tęczowo krąg o miękkich, nieujętych brzegach.
Morze tylko burzyło się, ponieważ przypływ wzbierał. Skawiński stał na balkonie, tuż koło olbrzymich ognisk, podobny z dołu do małego, czarnego punkciku.
Próbował zebrać myśl i objąć swe nowe położenie. Ale myśl jego była nadto pod naciskiem, by mogła snuć się prawidłowo. Czuł on coś takiego, co czuje szczuty zwierz, gdy wreszcie schroni się przed pogonią na jakiejś niedostępnej skale lub w pieczarze.
Latarnik , Henryk Sienkiewicz
Henryk Sienkiewicz – Latarnik (1)
Henryk Sienkiewicz Henryk Sienkiewicz
Latarnik Lighter
Opowiadanie to osnute jest na wypadku rzeczywistym, o którym w swoim czasie pisał J. Horain w jednej ze swoich korespondencyj z Ameryki. This story is based on a real accident, about which J. Horain wrote in one of his correspondences from America.
Pewnego razu zdarzyło się, że latarnik w Aspinwall, niedaleko Panamy, przepadł bez wieści. Es war einmal ein Leuchtturm in Aspinwall in der Nähe von Panama, der spurlos verschwand. Once upon a time the lighthouse keeper in Aspinwall, near Panama, disappeared without a trace. Ponieważ stało się to wśród burzy, przypuszczano, że nieszczęśliwy musiał podejść nad sam brzeg skalistej wysepki, na której stoi latarnia, i został spłukany przez bałwan. Weil es zwischen den Stürmen passierte, wurde angenommen, dass er unglücklich an das Ufer der Felseninsel gehen musste, auf der der Leuchtturm stand und von einem Schneemann gespült wurde. As it happened amidst a storm, it was supposed that the unfortunate had to come to the very edge of the rocky island on which the lantern stands, and he was washed away by a snowman. Przypuszczenie to było tym prawdopodobniejsze, że na drugi dzień nie znaleziono jego łódki stojącej w skalistym wrębie. Diese Annahme war wahrscheinlicher, dass sein Boot am zweiten Tag nicht in einem felsigen Baumstamm aufgefunden wurde. This supposition was all the more probable that on the following day his boat was not found standing in a rocky notch. Zawakowało tedy miejsce latarnika, które trzeba było jak najprędzej obsadzić, ponieważ latarnia niemałe ma znaczenie tak dla ruchu miejscowego, jak i dla okrętów idących z New Yorku do Panamy. The lighthouse keeper’s place was occupied, which had to be filled as soon as possible, because the lighthouse is of considerable importance both for local traffic and for ships going from New York to Panama. Zatoka Moskitów obfituje w piaszczyste ławice i zaspy, między którymi droga nawet w dzień jest trudna, w nocy zaś, zwłaszcza wśród mgieł podnoszących się często na tych ogrzewanych podzwrotnikowym słońcem wodach prawie niepodobna. The Mosquito Bay abounds in sandy shoals and drifts, between which the road is difficult even during the day, while at night, especially among the mists often rising in these subtropical waters heated by the sun, it is almost impossible. Jedynym wówczas przewodnikiem dla licznych statków bywa światło latarni. At that time, the light of the lanterns is the only guide for many ships. Kłopot wynalezienia nowego latarnika spadł na konsula Stanów Zjednoczonych, rezydującego w Panamie, a był to kłopot niemały, raz z tego powodu, że następcę trzeba było znaleźć koniecznie w ciągu dwunastu godzin; po wtóre, następca musiał być nadzwyczaj sumiennym człowiekiem, nie można więc było przyjmować byle kogo; na koniec w ogóle kandydatów na posadę brakło. The trouble of inventing a new lighthouse keeper fell on the US consul residing in Panama, and it was no small trouble, once because a replacement had to be found within twelve hours; secondly, the heir had to be an extremely conscientious man, so one could not accept just anyone; in the end, there were no candidates for the job. Życie na wieży jest nadzwyczaj trudne i bynajmniej nie uśmiecha się rozpróżniaczonym i lubiącym swobodną włóczęgę ludziom Południa Latarnik jest niemal więźniem. Life on the tower is extremely difficult and does not smile at all to the distressed and wandering people of the South. The lighthouse keeper is almost a prisoner. Z wyjątkiem niedzieli nie może on wcale opuszczać swej skalistej wysepki. Except for Sunday, he cannot leave his rocky island at all. Łódź z Aspinwall przywozi mu raz na dzień zapasy żywności i świeżą wodę, po czym przywożący oddalają się natychmiast, na całej zaś wysepce, mającej morgę rozległości, nie ma nikogo. Once a day the boat from Aspinwall brings him supplies of food and fresh water, and the ferryers depart immediately, and the entire island, which is a morga of land, is empty. Latarnik mieszka w latarni, utrzymuje ją w porządku; w dzień daje znaki wywieszaniem różnokolorowych flag wedle wskazówek barometru, w wieczór zaś zapala światło. The lighthouse keeper lives in the lighthouse, keeps it tidy; During the day it signals the display of multicolored flags according to the indications of the barometer, and in the evening it turns on the light. Nie byłaby to wielka robota, gdyby nie to, że chcąc się dostać z dołu do ognisk na szczyt wieży, trzeba przejść przeszło czterysta schodów krętych i nader wysokich, latarnik zaś musi odbywać tę podróż czasem i kilka razy dziennie. It would not be a great job if it were not for the fact that in order to get from below to the fires to the top of the tower, one has to climb over four hundred winding and very high stairs, and the lighthouse keeper must make this journey sometimes and several times a day. W ogóle jest to życie klasztorne, a nawet więcej niż klasztorne, bo pustelnicze. It is a monastic life in general, and even more than a monastic life, because it is a hermit. Nic też dziwnego, że Mr. Izaak Falconbridge był w niemałym kłopocie, gdzie znajdzie stałego następcę po nieboszczyku, i łatwo zrozumieć jego radość, gdy najniespodzianiej następca zgłosił się jeszcze tegoż samego dnia. No wonder Mr. Isaac Falconbridge was in no small trouble to find a permanent heir to the deceased, and it is easy to understand his joy when the heir unexpectedly came forward the same day. Był to człowiek już stary, lat siedmiudziesiąt albo i więcej, ale czerstwy, wyprostowany, mający ruchy i postawę żołnierza. He was an old man, seventy or more, but stale, upright, with the movements and posture of a soldier. Włosy miał zupełnie białe, płeć spaloną, jak u Kreolów, ale sądząc z niebieskich oczu, nie należał do ludzi Południa Twarz jego była przygnębiona i smutna, ale uczciwa. His hair was completely white, his sex was burned, like that of Creoles, but judging from his blue eyes, he was not of the people of the South. His face was depressed and sad, but fair. Na pierwszy rzut oka podobał się Falconbridge’owi. At first glance, Falconbridge liked it. Pozostało go tylko wyegzaminować, wskutek czego wywiązała się następująca rozmowa: All that was left to do was to examine him, which resulted in the following conversation:
— Skąd jesteście? – Where are you from?
— Jestem Polak. – I’m Polish.
— Coście robili dotąd? – What have you been doing so far?
— Tułałem się. – I was wandering.
— Latarnik powinien lubić siedzieć na miejscu. – A lighthouse keeper should like to sit still.
— Potrzebuję odpoczynku. – I need rest.
— Czy służyliście kiedy? – Did you serve when? Czy macie świadectwa uczciwej służby rządowej? Do you have certificates of honest government service?
Stary człowiek wyciągnął z zanadrza spłowiały jedwabny szmat, podobny do strzępu starej chorągwi. The old man pulled a faded silk rag like a scrap of an old banner from his sleeve. Rozwinął go i rzekł: He unfolded it and said:
— Oto są świadectwa. – Here are the testimonials. Ten krzyż dostałem w roku trzydziestym. I received this cross in the thirtieth year. Ten drugi jest hiszpański z wojny karlistowskiej; trzeci to legia francuska; czwarty otrzymałem na Węgrzech Potem biłem się w Stanach przeciw południowcom, ale tam nie dają krzyżów — więc oto papier. The latter is Spanish from the Carlist War; the third is the French Legion; I got the fourth in Hungary. Then I fought in the States against the South, but they don’t give crosses there – so here’s the paper.
Falconbridge wziął papier i zaczął czytać. Falconbridge took the paper and began reading.
— Hm! Skawiński? Skawiński? To jest wasze nazwisko?… Hm!… Dwie chorągwie zdobyte własnoręcznie w ataku na bagnety… Byliście walecznym żołnierzem! This is your name?… Hm!… Two banners won by yourself in the bayonet attack… You were a brave soldier!
— Potrafię być i sumiennym latarnikiem. – I can be a diligent lighthouse keeper.
— Trzeba tam co dzień wchodzić po kilka razy na wieżę. – You have to climb the tower several times every day. Czy nogi macie zdrowe? Are your legs healthy?
— Przeszedłem piechotą „pleny”. – I went pleny on foot.
— All right! – All right!
Czy jesteście obeznani ze służbą morską? Are you familiar with the maritime service?
— Trzy lata służyłem na wielorybniku. – I spent three years on the whaler.
— Próbowaliście różnych zawodów? – Have you tried different professions?
— Nie zaznałem tylko spokojności. – I just did not know peace.
— Dlaczego? – Why?
Stary człowiek ruszył ramionami. The old man shrugged.
— Taki los… – Such a fate …
— Wszelako na latarnika wydajecie mi się za starzy. – But you seem too old for a lighthouse keeper.
— Sir — ozwał się nagle kandydat wzruszonym głosem — Jestem bardzo znużony i skołatany. “Sir,” the candidate said suddenly in an emotional voice, “I am very weary and confused.” Dużo, widzicie, przeszedłem. A lot, you see, I’ve been through. Miejsce to jest jedno z takich, jakie najgoręcej pragnę otrzymać. This place is one of those places that I wish to receive the most. Jestem stary, potrzebuję spokoju! I’m old, I need some peace! Potrzebuję sobie powiedzieć: tu już będziesz siedział, to jest twój port. I need to say to myself: here you will be sitting, this is your port. Ach, Sir! Ah, Sir! To od was tylko zależy. It only depends on you. Drugi raz się może taka posada nie zdarzy. The second time may not happen. Co za szczęście, że byłem w Panamie… Błagam was… Jak mi Bóg miły, jestem jak statek, który jeśli nie wejdzie do portu, to zatonie… Jeśli chcecie uszczęśliwić człowieka starego… Przysięgam, że jestem uczciwy, ale… Dość mam już tego tułactwa… How lucky to have been to Panama … I beg you … Dear God, I am like a ship that will sink if you don’t enter the port … If you want to make the old man happy … I swear I’m honest, but … I’m fed up with this wandering …
Niebieskie oczy starca wyrażały tak gorącą prośbę, że Falconbridge, który miał dobre, proste serce, czuł się wzruszony. The old man’s blue eyes expressed such a fervent request that Falconbridge, who had a good, simple heart, felt moved.
— Well! – Well! — rzekł. He said. — Przyjmuję was. – I accept you. Jesteście latarnikiem You are the lighthouse keeper
Twarz starego zajaśniała niewypowiedzianą radością. The old man’s face shone with unspeakable joy.
— Dziękuję.
— Czy możecie dziś jechać na wieżę? – Can you go to the tower today?
— Tak jest. – This is.
— Zatem good bye!… Jeszcze słowo: za każde uchybienie w służbie dostaniecie dymisję. – Then good bye! … One more word: for each failure in the service you will get dismissal.
— All right! – All right!
Tegoż samego jeszcze wieczora, gdy słońce stoczyło się na drugą stronę międzymorza, a po dniu promiennym nastąpiła noc bez zmierzchu, nowy latarnik widocznie był już na miejscu, bo latarnia rzuciła jak zwykle na wody swoje snopy jaskrawego światła. On the same evening, when the sun rolled down to the other side of the sea and the day of sunshine followed by a night without dusk, the new lighthouse keeper was apparently already there, because the lighthouse cast its shafts of bright light on the waters as usual. Noc była zupełnie spokojna, cicha, prawdziwie podzwrotnikowa, przesycona jasną mgłą, tworzącą koło księżyca wielki, zabarwiony tęczowo krąg o miękkich, nieujętych brzegach. The night was completely calm, silent, truly subtropical, saturated with a bright mist, making a great rainbow-hued circle with soft, unreachable edges near the moon. Morze tylko burzyło się, ponieważ przypływ wzbierał. The sea was just getting rough because the tide was rising. Skawiński stał na balkonie, tuż koło olbrzymich ognisk, podobny z dołu do małego, czarnego punkciku. Skawiński stood on the balcony, right next to huge fires, resembling a small black point from below. Próbował zebrać myśl i objąć swe nowe położenie. He tried to gather his thoughts and assume his new position. Ale myśl jego była nadto pod naciskiem, by mogła snuć się prawidłowo Czuł on coś takiego, co czuje szczuty zwierz, gdy wreszcie schroni się przed pogonią na jakiejś niedostępnej skale lub w pieczarze. But his thought was too much pressurized to walk properly. He felt what a ragged beast would feel when it finally took refuge on some inaccessible rock or cave. Nadszedł nareszcie dla niego czas spokoju. The time of peace has come for him at last. Poczucie bezpieczeństwa napełniło jakąś niewysłowioną rozkoszą jego duszę. A sense of security filled his soul with some inexpressible delight. Oto mógł na tej skale po prostu urągać dawnemu tułactwu, dawnym nieszczęściom i niepowodzeniom. Here, on this rock, he could simply insult the old wandering, the old misfortunes and failures. Był on naprawdę jak okręt, któremu burza łamała maszty, rwała liny, żagle, którym rzucała od chmur na dno morza, w który biła falą, pluła pianą — a który jednak zawinął do portu. It was really like a ship whose masts were broken by the storm, ropes tore, sails which she threw from the clouds to the bottom of the sea, into which she beat in waves, spewed foam – and which nevertheless entered the port. Obrazy tej burzy przesuwały się teraz szybko w jego myśli w przeciwstawieniu do cichej przyszłości, jaka miała się rozpocząć. The images of that storm were moving swiftly in his mind now against the silent future that was about to begin. Część swych dziwnych kolei opowiadał sam Falconbridge’owi, nie wspomniał jednak o tysiącznych innych przygodach. Falconbridge himself told some of his strange turns, but he did not mention thousands of other adventures. Miał on nieszczęście, że ilekroć rozbił gdzie namiot i rozniecił ognisko, by się osiedlić stale, jakiś wiatr wyrywał kołki namiotu, rozwiewał ognisko, a jego samego niósł na stracenie. He had the misfortune that whenever he pitched a tent and made a fire in order to settle permanently, some wind tore the tent pegs, blown the fire, and carried him to execution. Spoglądając teraz z wieżowego balkonu na oświecone fale, wspominał o wszystkim, co przeszedł. Now, looking at the illuminated waves from the tower balcony, he remembered everything he had gone through. Oto bił się w czterech częściach świata — i na tułaczce próbował wszystkich niemal zawodów. Here he fought in four parts of the world – and tried almost every profession while wandering. Pracowity i uczciwy, nieraz dorabiał się grosza i zawsze tracił go wbrew wszelkim przewidywaniom i największej ostrożności. Hard-working and honest, he often made a dime and always lost it against all predictions and the greatest caution. Był kopaczem złota w Australii, poszukiwaczem diamentów w Afryce, strzelcem rządowym w Indiach Wschodnich. He was a gold miner in Australia, a diamond prospector in Africa, a government shooter in the East Indies. Gdy w swoim czasie założył w Kalifornii farmę, zgubiła go susza; próbował handlu z dzikimi plemionami zamieszkującymi wnętrze Brazylii: tratwa jego rozbiła się na Amazonce, on sam zaś bezbronny i prawie nagi tułał się w lasach przez kilka tygodni, żywiąc się dzikim owocem, narażony co chwila na śmierć w paszczy drapieżnych zwierząt. When he set up a farm in California in his time, the drought lost him; he tried to trade with wild tribes inhabiting the interior of Brazil: his raft crashed on the Amazon, while he himself, defenseless and almost naked, wandered in the forests for several weeks, feeding on wild fruit, exposed to death in the mouths of predatory animals. Założył warsztat kowalski w Helenie, w Arkansas, i — spalił się w wielkim pożarze całego miasta. He set up a blacksmith’s shop in Helena, Arkansas, and – burned down in a great city-wide fire. Następnie w Górach Skalistych dostał się w ręce Indian i cudem tylko został wybawiony przez kanadyjskich strzelców. Then, in the Rocky Mountains, it fell into the hands of the Indians and was only miraculously saved by the Canadian shooters. Służył jako majtek na statku kursującym między Bahią i Bordeaux, potem jako harpunnik na wielorybniku: oba statki rozbiły się. He served as an underpants on a ship sailing between Bahia and Bordeaux, then as a harpooner on a whaler: both ships crashed. Miał fabrykę cygar w Hawanie — został okradziony przez wspólnika w chwili, gdy sam leżał chory na „vomito”. He had a cigar factory in Havana – he was robbed by an accomplice while he himself was sick with “vomito”. Wreszcie przybył do Aspinwall — i tu miał być kres jego niepowodzeń. Finally he came to Aspinwall – and this was where his failures would end. Cóż go bowiem mogło doścignąć jeszcze na tej skalistej wysepce? For what could still catch him on this rocky island? Ani woda, ani ogień, ani ludzie. Neither water, nor fire, nor people. Zresztą od ludzi Skawiński niewiele doznał złego. Anyway, Skawiński suffered little harm from the people. Częściej spotykał dobrych niż złych. He met the good ones more than the bad ones.
Zdawało się natomiast, że prześladują go wszystkie cztery żywioły. Instead, he seemed to be haunted by all four elements. Ci, co go znali, mówili, że nie ma szczęścia, i tym objaśniali wszystko. Those who knew him said he was not lucky, and they explained everything with it. On sam wreszcie stał się trochę maniakiem. He himself has finally become a bit of a geek. Wierzył, że jakaś potężna a mściwa ręka ściga go wszędzie, po wszystkich lądach i wodach. He believed that some mighty and vengeful hand was chasing him everywhere, on all lands and waters. Nie lubił jednak o tym mówić; czasem tylko, gdy go pytano, czyja to miała być ręka, ukazywał tajemniczo na Gwiazdę Polarną i odpowiadał, że to idzie stamtąd… Rzeczywiście, niepowodzenia jego były tak stałe, że aż dziwne, i łatwo mogły zabić gwóźdź w głowie, zwłaszcza temu, kto ich doznawał. But he didn’t like to talk about it; sometimes only when he was asked whose hand it was he would mysteriously point to the Pole Star and reply that it was coming from there … Indeed, his failures were so constant that it was strange and could easily kill a nail in the head, especially to those he experienced them. Zresztą miał cierpliwość Indianina i wielką spokojną siłę oporu, jaka płynie z prawości serca. Besides, he had the patience of the Indian and the great calm force of resistance that flows from righteous heart. W swoim czasie na Węgrzech dostał kilkanaście pchnięć bagnetem, bo nie chciał chwycić za strzemię, które mu ukazywano jako środek ratunku, i krzyczeć: pardon. During his time in Hungary, he got a dozen bayonet thrusts, because he did not want to grab the stirrup, which was shown to him as a means of rescue, and shout: pardon. Tak samo nie poddawał się i nieszczęściu. Neither did he give in to misfortune. Lazł pod górę tak pracowicie, jak mrówka. He crawled uphill as busily as an ant Zepchnięty sto razy, rozpoczynał spokojnie swoją podróż po raz setny pierwszy. Pushed back a hundred times, he began his journey peacefully for the hundred and first time. Był to w swoim rodzaju szczególniejszy dziwak. It was a kind of a peculiar freak in its own right. Stary ten żołnierz, opalony Bóg wie w jakich ogniach, zahartowany w biedach, bity i kuty, miał serce dziecka. This old soldier, tanned God knows in what fires, hardened in poverty, beaten and forged, had the heart of a child. W czasie epidemii na Kubie zapadł na nią dlatego, że oddał chorym wszystką swoją chininę, której miał znaczny zapas, nie zostawiwszy sobie ani grama. During the epidemic in Cuba, he contracted it because he gave all his quinine to the sick, which he had a significant supply, without leaving himself a single gram.
Przeczytaj uważnie fragment Latarnika Henryka Sienkiewicza. Na podstawie fragmentu i wiedzy o całej lekturze, opisz tęsknotę bohatera do ojczyzny.
Przeczytaj uważnie fragment Latarnika Henryka Sienkiewicza. Na podstawie fragmentu i wiedzy o całej lekturze, opisz tęsknotę bohatera do ojczyzny.
Przeczytaj uważnie fragment Latarnika Henryka Sienkiewicza. Na podstawie fragmentu i wiedzy o całej lekturze, opisz tęsknotę bohatera do ojczyzny. Co wywołało jego wzruszenie? Czy znasz inne książki o tęsknocie Polaków za ojczyzną i uważasz, że to ważny temat?
Henryk Sienkiewicz – Latarnik (fragment)
Zegary aspinwallskie wybiły piątą po południu. Jasnego nieba nie zaciemniała żadna chmurka, kilka mew tylko pławiło się w błękitach. Ocean był ukołysany. Nadbrzeżne fale zaledwie bełkotały z cicha, rozpływając się łagodnie po piaskach. W dali śmiały się białe domy Aspinwallu i cudne grupy palm. Naprawdę było jakoś uroczyście, a cicho i poważnie. Nagle wśród tego spokoju natury rozległ się drżący głos starego, który czytał głośno, by się samemu lepiej rozumieć:
Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie!
Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,
Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie
Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie…
Skawińskiemu zabrakło głosu. Litery poczęły mu skakać do oczu; w piersi coś urwało się i szło na kształt fali od serca wyżej i wyżej, tłumiąc głos, ściskając za gardło… Chwila jeszcze, opanował się i czytał dalej:
Panno Święta, co jasnej bronisz Częstochowy
I w Ostrej świecisz Bramie! Ty, co gród zamkowy
Nowogrodzki ochraniasz z jego wiernym ludem!
Jak mnie, dziecko, do zdrowia powróciłaś cudem,
(Gdy od płaczącej matki pod Twoją opiekę
Ofiarowany, martwą podniosłem powiekę
I zaraz mogłem pieszo do Twych świątyń progu
Iść, za zwrócone życie podziękować Bogu),
Tak nas powrócisz cudem na Ojczyzny łono…
Wezbrana fala przerwała tamę woli. Stary ryknął i rzucił się na ziemię; jego mleczne włosy zmieszały się z piaskiem nadmorskim. Oto czterdzieści lat dobiegało, jak nie widział kraju, i Bóg wie ile, jak nie słyszał mowy rodzinnej, a tu tymczasem ta mowa przyszła sama do niego — przepłynęła ocean i znalazła go, samotnika, na drugiej półkuli, taka kochana, taka droga, taka śliczna! We łkaniu, jakie nim wstrząsało, nie było bólu, ale tylko nagle rozbudzona niezmierna miłość, przy której wszystko jest niczym… On po prostu tym wielkim płaczem przepraszał tę ukochaną, oddaloną za to, że się już tak zestarzał, tak zżył z samotną skałą i tak zapamiętał, iż się w nim i tęsknota poczynała zacierać. A teraz „wracał cudem” — więc się w nim serce rwało. Chwile mijały jedna za drugą: on wciąż leżał. Mewy przyleciały nad latarnię, pokrzykując jakby niespokojne o swego starego przyjaciela. Nadchodziła godzina, w której je karmił resztkami swej żywności, więc kilka z nich zleciało z wierzchu latarni aż do niego. Potem przybyło ich coraz więcej i zaczęły go dziobać lekko i furkotać skrzydłami nad jego głową. Szumy skrzydeł zbudziły go. Wypłakawszy się, miał teraz w twarzy jakiś spokój i rozpromienienie, a oczy jego były jakby natchnione. Oddał bezwiednie całą swoją żywność ptakom, które rzuciły się na nią z wrzaskiem, a sam wziął znowu książkę. Słońce już było przeszło nad ogrodami i nad dziewiczym lasem Panamy i staczało się z wolna za międzymorze, ku drugiemu oceanowi, ale i Atlantyk był jeszcze pełen blasku, w powietrzu widno zupełnie, więc czytał dalej:
Tymczasem przenoś duszę moją utęsknioną
Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych…
Zmierzch dopiero zatarł litery na białej karcie, zmierzch krótki jak mgnienie oka. Starzec oparł głowę o skałę i przymknął oczy. A wówczas „Ta, co jasnej broni Częstochowy” zabrała jego duszę i przeniosła „do tych pól malowanych zbożem rozmaitym”. Na niebie paliły się jeszcze długie szlaki czerwone i złote, a on w tych światłościach leciał ku stronom kochanym. Zaszumiały mu w uszach lasy sosnowe, zabełkotały rzeki rodzinne. Widzi wszystko, jak było. Wszystko go pyta: „Pamiętasz?”. On pamięta! A zresztą widzi: pola przestronne, miedze, łąki, lasy i wioski.
Plan działania:
Wstęp i usytuowanie sceny w utworze
Jak tęsknotę ukazuje ten fragment
Co wzbudziło wzruszenie bohatera?
Co więcej wiemy z całości utworu?
Inne utwory o tęsknocie za Polską
Zakończenie
Wstęp
Możesz nawiązać do sytuacji politycznej w XIX wieku – tym samym ujawniasz swoją wiedzę historyczną:
Przykład:
Kiedy Henryk Sienkiewicz pisał Latarnika, nie było na mapie Europy Polski. Już od wielu lat pod zaborami – po dwóch powstaniach, wolna ojczyzna wciąż pozostawała tylko marzeniem patriotów. Wielu z nich tułało się po świecie, opuścili kraj na fali Wielkiej Emigracji, często nie mogli powrócić, bo zabrano im majątki i groziły im represje ze strony rosyjskich władz. Nic dziwnego, że tęsknota za ojczyzną stała się ważnym motywem literatury polskiej XIX wieku. Henryk Sienkiewicz, który pisał słynne powieści historyczne „ ku pokrzepieniu serc” rodaków – poruszył ten temat właśnie w Latarniku.
Usytuowanie sceny – gdzie jesteśmy?
Przywołana scena noweli znajduje się prawie na końcu utworu. Jest to ten etap życia Skawińskiego, w którym dawny powstaniec uzyskał już pewną stabilizację, znalazł przystań – pracuje jako latarnik w Aspinwall. Właśnie otrzymał od Towarzystwa Polaków paczkę z książkami – pośród nich wydanie Pana Tadeusza. Kiedy w Aspinwall wybija godzina piąta, bohater zaczyna czytać strofy Mickiewicza.
I cóż się dzieje?
Ogarnia go tęsknota za ojczyzną.
Teraz opis tęsknoty na podstawie fragmentu:
Skawiński odczuwa tęsknotę wręcz fizycznie: brak mu głosu, litery zamazują się w oczach, wzruszenie ściska mu gardło. Stary człowiek rzuca się na ziemię i płacze.
A „w płaczu jego nie było bólu, tylko niezmierna miłość”. Język ojczysty rozbudził w nim wspomnienia. Piękna polszczyzna, której niemal zapomniał sama do niego przyszła. Skawiński uświadomił sobie, że nie widział kraju już 40 lat, że pewnie nie zobaczy go nigdy. Zrozumiał jak bardzo kocha swoją ojczyznę i poczuł się winny, że nie myślał o niej. Tak jak w Inwokacji Mickiewicza – oczyma duszy „przeniósł duszę utęsknioną” w przestrzeń przeszłości i znanych z dzieciństwa krajobrazów, czyli zaczął wspominać ziemię, z której pochodził. Polskie sosnowe lasy, szum rzek. Sienkiewicz pisze: „a zresztą widzi: pola przestronne, miedze, łąki, lasy i wioski.” Zapamiętał się w tych wspomnieniach, czas przestał dla niego płynąć.
Tęsknota Skawińskiego była tak wielka, uczucie tak silne, że oderwało go od rzeczywistości.
Co wiemy z lektury?
Wiemy, że Skawiński nie zapalił latarni. Na morzu rozbił się statek, a latarnik stracił pracę. Udał się na dalszą tułaczkę, ale zabrał ze sobą książkę – Pana Tadeusza. Wiemy też co nieco o jego przeszłości. Był powstańcem, patriotą, walczył o wolność innych krajów, brał udział w Wiośnie Ludów, walczył w wojnie secesyjnej. Jest bohaterem reprezentatywnym dla losu Polaka tamtych czasów – dawny żołnierz, teraz tułacz, emigrant, bezdomny, samotny podróżnik. Nie jest to postać szczęśliwa, co potwierdza myśl, że trudno znaleźć szczęście bez domu i ojczyzny.
Inne utwory o tęsknocie za krajem
Przede wszystkim sam Pan Tadeusz Adama Mickiewicza. Nie bez przyczyny jest swoistym „bohaterem” utworu Sienkiewicza. Czy inna książka mogłaby wywołać aż takie poruszenie w duszy Skawińskiego? Epos pisany na emigracji to dzieło, które jest literackim wyrazem tęsknoty za ojczyzną… Cytowane w Latarniku fragmenty „Inwokacji” zawierają wspomnienia wygnańca, który z dala od ojczyzny wspomina, przenosi „duszę utęsknioną” do „pagórków leśnych i łąk zielonych”. Wiemy, że Pan Tadeusz jest hołdem złożonym wspomnieniu dawnej szlacheckiej Polsce – utrwala obraz ojczyzny. Ale tęsknota, gorycz i żal tułacza ujawniają się w jeszcze jednym miejscu tego utworu, mianowicie w Epilogu. Smutny poeta „na paryskim“ bruku, raz jeszcze daje wyraz tęsknocie i żegna nadzieje związane z odzyskaniem niepodległości przez ukochany kraj.
Przywołaj, jeśli znasz wiersz:
Juliusz Słowacki wspomina ojczyznę podczas podróży. W Pamiętniku… pisze: „Niechaj mnie Zośka o wiersze nie prosi, bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci, to każdy kwiatek powie wiersze Zosi, każda jej gwiazdka piosenkę zanuci”. A w hymnie Smutno mi Boże na widok lecących bocianów wspomina odległą ojczyznę. Norwid w Piosnce II deklaruje: „Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba podnoszą z ziemi przez uszanowanie dla darów nieba – tęskno mi Panie…”
Zakończenie
Warto zauważyć, że pojęcie tęsknoty za ojczyzną ma w literaturze polskiej XIX wieku dwa znaczenia.
Pierwsze – naturalne – tęsknoty za krajem dalekim, do którego nie można powrócić.
Drugie znaczenie – tęsknoty za dawną Polską i utraconą wolnością. To kraina dzieciństwa poetów, to Polska tradycji i obyczajów, to także po prostu świat ich młodości.
Zobacz:
키워드에 대한 정보 henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora
다음은 Bing에서 henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora 주제에 대한 검색 결과입니다. 필요한 경우 더 읽을 수 있습니다.
이 기사는 인터넷의 다양한 출처에서 편집되었습니다. 이 기사가 유용했기를 바랍니다. 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오. 매우 감사합니다!
사람들이 주제에 대해 자주 검색하는 키워드 Latarnik – Henryk Sienkiewicz – lektury (czyta Paweł Wódczyński)
- fundacja artystyczna
- fundacja słowo i kropka
- naszeczytanie
- aktorzy czytaja
- bajki dla dzieci
- bajki czytane
- bajki na dobranoc
- dobranocki
- lektury szkolne
- janko muzykant
- henryk sienkiewicz
Latarnik #- #Henryk #Sienkiewicz #- #lektury #(czyta #Paweł #Wódczyński)
YouTube에서 henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora 주제의 다른 동영상 보기
주제에 대한 기사를 시청해 주셔서 감사합니다 Latarnik – Henryk Sienkiewicz – lektury (czyta Paweł Wódczyński) | henryk sienkiewicz latarnik fragment tegoż samego jeszcze wieczora, 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오, 매우 감사합니다.