Czy Można Się Modlić Za Ludzi W Piekle | Oto 10 Oznak Jak Rozpoznać Fałszywych Ludzi | Wiem 13552 좋은 평가 이 답변

당신은 주제를 찾고 있습니까 “czy można się modlić za ludzi w piekle – Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi | wiem“? 다음 카테고리의 웹사이트 ppa.khunganhtreotuong.vn 에서 귀하의 모든 질문에 답변해 드립니다: https://ppa.khunganhtreotuong.vn/blog/. 바로 아래에서 답을 찾을 수 있습니다. 작성자 Wiem 이(가) 작성한 기사에는 조회수 1,525,284회 및 좋아요 15,866개 개의 좋아요가 있습니다.

Table of Contents

czy można się modlić za ludzi w piekle 주제에 대한 동영상 보기

여기에서 이 주제에 대한 비디오를 시청하십시오. 주의 깊게 살펴보고 읽고 있는 내용에 대한 피드백을 제공하세요!

d여기에서 Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi | wiem – czy można się modlić za ludzi w piekle 주제에 대한 세부정보를 참조하세요

Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi

czy można się modlić za ludzi w piekle 주제에 대한 자세한 내용은 여기를 참조하세요.

Czy ludzie będący w piekle mają szansę na zbawienie?

Pytanie – czy można modlić się za Judasza – o jego zmartwychwstanie? Jeżeli nie można i nie powinno się – to czy szatan mógł mi to podpowiadać?

+ 여기에 자세히 보기

Source: archidiecezja.lodz.pl

Date Published: 2/18/2022

View: 3552

Pytania o Czyściec i Piekło – Przymierze z Maryją

Pytanie 1: Czy modlitwy i pokuty czynione przez nas w intencji dusz przebywających w Czyśćcu są przyjmowane przez Boga na odpuszczenie ich grzechów? Co robić, …

+ 여기에 더 보기

Source: www.przymierzezmaryja.pl

Date Published: 8/28/2021

View: 9366

Forum Pomocy Katolika – Czy z piekła można przejść do nieba?

Co jesli ktoś zie do piekla, a rodzina modli sie za jego dusze, daje na msze, aby dusza dostala sie do nieba, czyni odpusty?

+ 여기에 보기

Source: www.katolik.pl

Date Published: 4/19/2021

View: 2033

Pytania o wiarę – mateusz.pl

Jeśli nie osiągnął zbawienia, Pani modlitwa pomoże jakiejś duszy czyśćcowej. Zawsze jednak będzie to Pani dobry czyn miłości. Ks. Tomasz Stroynowski. Jak …

+ 여기에 보기

Source: mateusz.pl

Date Published: 7/30/2022

View: 8353

Przerażająca wizja – Echo Katolickie

Piekło istnieje, a Maryja w Fatimie wskazuje drogę, jak go uniknąć i osiągnąć zbawienie. Mówiąc o piekle, mamy na myśli stan ostatecznego, niezmiennego i …

+ 자세한 내용은 여기를 클릭하십시오

Source: www.echokatolickie.pl

Date Published: 7/30/2022

View: 223

Bóg w piekle, czyli o nadziei powszechnego zbawienia – Kleofas

Chrześcijańska wiara poucza nas, że istnieje realna możliwość kontaktu między nami a rzeszą oglądających Boga twarzą w twarz. Możliwość ta nie …

+ 여기를 클릭

Source: teologia.deon.pl

Date Published: 5/30/2021

View: 7685

Kto trafi do piekła? – Przewodnik Katolicki

Ks. Henryk Seweryniak: Rozmawialiśmy ostatnio o niebie, a mi wciąż siedzi w głowie taka troska: żebyśmy czasem nie pomyśleli, że to niebo zwyczajnie nam się …

+ 여기에 자세히 보기

Source: www.przewodnik-katolicki.pl

Date Published: 8/3/2021

View: 5565

Czy chrześcijanin powinien wierzyć w istnienie piekła? – Taizé

Wiara w Chrystusa zmartwychwstałego daje pewność, że śmierć nie jest nieuchronnym kresem człowieczeństwa. Miłość Boga jest silniejsza, tak …

+ 자세한 내용은 여기를 클릭하십시오

Source: www.taize.fr

Date Published: 4/9/2021

View: 210

Jak mówić o potępieniu wiecznym? – Wydawnictwo W drodze

Najwięcej mówił o piekle sam Pan Jezus. Co więcej, mówił o nim przede wszystkim sam Pan Jezus. Hans Urs von Balthasar — można się pytać, jak zharmonizować tę …

+ 여기에 더 보기

Source: wdrodze.pl

Date Published: 2/30/2021

View: 426

PIEKŁO? TRAGICZNA MOŻLIWOŚĆ2 – CEJSH

Nie możemy myśleć o piekle poza tym światłem naszej wiary. Nic nie może podważyć tej pewności o Bogu, którego objawił nam Jezus. Oznacza to, że Bóg nie chce …

+ 더 읽기

Source: cejsh.icm.edu.pl

Date Published: 5/23/2022

View: 3144

주제와 관련된 이미지 czy można się modlić za ludzi w piekle

주제와 관련된 더 많은 사진을 참조하십시오 Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi | wiem. 댓글에서 더 많은 관련 이미지를 보거나 필요한 경우 더 많은 관련 기사를 볼 수 있습니다.

Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi | wiem
Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi | wiem

주제에 대한 기사 평가 czy można się modlić za ludzi w piekle

  • Author: Wiem
  • Views: 조회수 1,525,284회
  • Likes: 좋아요 15,866개
  • Date Published: 2020. 1. 28.
  • Video Url link: https://www.youtube.com/watch?v=TmWrYI0A2d0

Parafia NMP Królowej Polski w Ozorkowie

Czy ludzie będący w piekle mają szansę na zbawienie?

Ostatnio przeczytałem fragment wizji Marii Valtorty i mam kilka pytań:

1. Czy są one uznawane przez Kościół za prawdziwe?

2. Przeczytałem tam między innymi o Judaszu oto fragment: „Zaprawdę powiadam wam, że gdyby Piekło jeszcze nie istniało ze swoimi strasznymi mękami, zostałoby stworzone dla Judasza, jeszcze straszniejsze, wieczne, gdyż ze wszystkich grzeszników i potępionych on jest najbardziej potępiony i grzeszny i dla niego na wieki nie będzie złagodzenia potępienia.” Pytanie – czy można modlić się za Judasza – o jego zmartwychwstanie? Jeżeli nie można i nie powinno się – to czy szatan mógł mi to podpowiadać?

3. Czy ludzie będący w piekle mają szansę na zbawienie?

Pokój Tobie!

Objawienia w Kościele są rzadkością i Kościół bardzo długo przygląda się nim, aby ogłosić autentyczność. Objawienia prywatne to wielka niewiadoma i raczej Kościół nie orzeka o ich prawdziwości. Są one dane tylko osobą, które je mają i dotyczą ich życia. Dużo tutaj jest chorych osób, które powołują się na wizje, a jest to ich chorobowy wytwór umysłu. Gorzej, gdy jest to publikowane. Dlatego trzeba patrzeć czy jest imprimatur czuli, że ktoś z biskupów to przeczytał i nie stwierdził błędów teologicznych. Jeśli więc książka Valtorty ma imprimatur to znaczy, że Kościół uznał te objawienia za prawdziwe.

Co do Judasza. Fakt, że zdradził Jezusa, ale jego czyn nie jest aż tak straszny, jak opisuje go Valtorty. Judasz uznał, że źle zrobił jest więc element nawrócenia (srebrniki oddał). Popełnił samobójstwo, ale jaką miał wtedy poczytalność? Wszystko mu się zawaliło w co wierzył i czemu służył. Nie będę więc rozstrzygał na ile popełnił on grzech ciężki, a tylko taki grzech daje nam miejsce w piekle. Myślę, że współcześnie wielu znajdę ludzi, którzy są bardziej godni potępienia niż Judasz. Hitler, Stalin, Dzierżyński, itd.

Czy modlić się za Judasza? Modlitwa za zmarłych jest wpisana w naszą wiarę. Bóg nie mówi, za kogo mam się modlić, tylko mówi módlcie się, proście, kołaczcie, itd. Modlimy się za naszych drogi zmarłych, a przecież nikt z nas nie wie czy są w niebie, w czyśćcu czy w piekle. Modlić się więc możesz.

Co do zmartwychwstania i zbawienia. Po śmierci idziemy na sąd Boży i od razu uczestniczymy w owocach Jezusa Chrystusa czyli zmartwychwstajemy. U Boga nie ma czasu więc zmartwychwstanie jest już, bo Chrystus zmartwychwstał, a my w Nim. Gdy zmartwychwstajemy, to stajemy przed Bogiem, nasze życie i nasze wybory decydują o tym, gdzie idę. Bóg chce mnie uratować, ale jeśli ja w swoim zyciu nie chciałem Jego pomocy, odrzucałem Go to po śmierci idę do krainy bez Boga, którą to krainę nazywamy piekłem. Jeśłi jestem już w piekle, bo nie chciałem być z Bogiem, to nie może być dla mnie ratunku – sam przecież nie chcę, tak więc Bóg musiałby na siłę mnie zbawiać.

Tutaj może zrodzić się kolejne pytanie: czy więc warto się modlić za zmarłych, gdy oni odrzucili Boga i są potępieni? Jak powiedziałem Bóg pragnie nas zbawić i On wie kto znas bedzie wstawiał się za tym człowiekiem i daje mu szansę nawrócenia. Mogę więc pomóc komuś w wyborze Boga. Dlatego warto się modlić, a Duch Święty pokieruje naszą modlitwą, aby była skuteczna.

O. Andrzej Lemiesz SJ

Przymierze z Maryją – dwumiesięcznik rodzin chrześcijańskich. Lektura duchowa, święte wzory, słowo kapłana, porady

W tej części ksiądzodpowie na pytania czytelników na tematy związane z doktryną katolicką. Rozpoczynamy ten dział od ważnego pytania o modlitwę za dusze cierpiące w Czyśćcu oraz o wieczność Piekła.Jak uczy wiara katolicka, Pan Bóg przyjmuje modlitwy i ofiary ludzi żyjących na ziemi za dusze zmarłych, które cierpią w Czyśćcu. Jest to wielka pomoc dla nich z naszej strony, bo kary, które muszą one ponosić za własne grzechy (popełnione za ich życia a nie odpokutowane, czyli tzw. kary doczesne), teraz zostają – dzięki nam – łagodzone. W ten sposób skracamy ich cierpienia i przyspieszamy im moment uszczęśliwiającego widzenia Boga w Niebie. Dzieje się to właśnie zarówno przez modlitwy w formie próśb, jak i wszelkie nasze posty, umartwienia i uczynki pokutne. Pan Bóg przyjmuje je chętnie, ale nie wpierw na mocy naszych zasług, lecz ze względu na swe miłosierdzie. Nasze zasługi nie są tu oczywiście bez znaczenia, bo Pan Bóg wysłuchuje skuteczniej, o ile trwamy w stanie łaski uświęcającej oraz kiedy prosimy żarliwie i umartwiamy się nie obłudnie. Dusze, które przebywają w Czyśćcu, by pokutować swym cierpieniem, nie są w stanie wyprosić same sobie przyspieszenia odbywanej kary. Świadome własnej niegodności, by wejść do Nieba, cieszą się z każdego naszego wstawiennictwa. Dusze czyśćcowe należą do tej części Kościoła, którą nazywamy Kościołem Cierpiącym i dzięki temu uczestniczą w zasługach duchowego skarbca Kościoła. Składają się nań przede wszystkim nieskończone zasługi naszego Pana Jezusa Chrystusa. Na bazie Jego zasług przyczynkiem są także obfite zasługi Najświętszej Maryi Panny i Świętych Pańskich, a nawet zasługi z modlitw i dobrych uczynków, praktykowanych przez żyjących wiernych, którzy stanowią część Kościoła Walczącego. Również Sprawiedliwi, którzy przebywają w Niebie – członkowie Kościoła Triumfującego – proszą skutecznie za duszami cierpiącymi w Czyśćcu o złagodzenie ich kar. Jeśli idzie o dusze, co do których zbawienia mamy wątpliwości (np. ludzie, którzy żyli i umarli bezbożnie, bez widzialnych oznak nawrócenia) warto się i za nie modlić. Wątpliwość nie stanowi pewności, a poza tym nasze prośby nie pójdą nigdy na marne. Nawet gdyby zasługi naszych modlitw i uczynków pokutnych nie mogły już pomóc owym duszom, Pan Bóg wykorzystuje je dla innych ukochanych dusz, które tego potrzebują, dla dusz zapomnianych i najbardziej opuszczonych.Nie, to jest absolutnie niemożliwe. Jak szczęśliwość Raju trwa na wieki, podobnie wieczne są męki Piekła. Kto znalazł się w Piekle, stamtąd już nie może się nigdy wydostać. Zostaje potępiony na zawsze. „Nauczanie Kościoła stwierdza istnienie Piekła i jego wieczność. Dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do Piekła, gdzie cierpią męki, „ogień wieczny”. Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga…” (KKK 1035). “W Piekle, które Pismo św. nazywa przepaścią lub gehenną,cierpią złe duchy, a razem z nimi ludzie potępieni, na samej tylko duszy przed Sądem Ostatecznym, a na duszy i ciele po tymże Sądzie” (K. Gasparriego, 586).Bóg nie predysponuje nikogo do Piekła; dokonuje się to jednak przez dobrowolne odwrócenie się od Niego, tj.Ludzie, którzy z Bogiem zerwali, umierając, dokonują tym samym ostatecznego wyboru. Oznacza to w ostatecznym rozrachunku nienawiść do Boga, która jest ostateczna i od której nie ma już ratunku. Dusze te ukochały na tym świecie to, co było przeciwne Bogu, a nienawidziły tego, co Jemu się podobało. Jeżeli śmierć zastała je w tak opłakanym stanie, wówczas, w obliczu samego Pana Zastępów podczas Sądu Szczegółowego, one same oddalają się od Niego ze względu na skrajną sprzeczność ze wszystkim, co od Boga pochodzi lub według Jego woli się odbywa. Jest więc czymś niemożliwym, aby Pan Bóg mógł je kiedykolwiek zaprosić do Nieba. To byłoby nie tylko wbrew Bożej Sprawiedliwości, ale też same dusze są już tak utwierdzone w złym, że nie chciałyby takiego zaproszenia przyjąć. Paradoks, ale mimo całego tragizmu Piekła, wolą one w swej zatwardziałości te wszystkie piekielne okropności i towarzystwo diabłów, i innych potępionych, niż zamieszkanie w Królestwie szczęśliwości wiecznej, czystości i piękna, we wspólnocie ludzi dobrych i kochających, jakimi są wszyscy Błogosławieni, należący do Kościoła Triumfującego.

Czy z piekła można przejść do nieba?

Autor: Iza (—.neoplus.adsl.tpnet.pl)

Data: 2013-10-05 08:03

Pan Bog jest poza czasem, jest wszechwiedzacy i tak bardzo zalezy Mu na zbawieniu czlowieka, ze swojego Syna posłał na smierc, wiec juz w chwili smierci danego czlowieka moze wysluchac modlitw, o ktorych wie, ze beda zaniesione. Tak wiec jesli modlitwy moglyby cos pomoc, to pomoga, mozna sie modlic i po smierci za czlowieka, ktory jest zagrozony – w naszej ocenie, a ocena ta moze byc bledna – potepieniem. Ale granicą, ktorej Pan Bog nie przekroczy, jest pogwalcenie wolnej woli czlowieka. Jesli On czegokolwiek nie moze, to nie moze zmusic czlowieka, aby Go kochal. Jesli Pan Bog dla takiej umierajacej osoby w ostatniej nanosekundzie jej zycia “zatrzyma dla niej czas”, to znaczy pokaze wszystko i zapyta po raz ostatni, czy taka osoba chce zalowac za swoje grzechy, aby moc spedzic z Nim wiecznosc, i na takie pytanie uslyszy odpowiedz NIE, ktore to NIE jest juz w tym momencie takie swiadome jak NIE upadlych aniolow, to niestety jest ono nieodwołalne, bo juz nie ma bo ja nie wiedzialem, bo ja bylem wkurzony na ksiedza itp.

Poniewaz jednak nie wiemy nic, to zawsze warto sie modlic za zmarlych. Nawet jesli ktos poszedl do piekla, to modlitwa nigdy nie bedzie zmarnowana. Pan Bog wykorzysta ją inaczej, zgodnie ze swoim zamyslem, a ten musi byc w danej sytuacji najlepszy.

Zauwaz, ze Kosciol o wielu osobach powiedzial, ze sa w niebie, ale o nikim nie orzekl, ze na pewno jest w piekle. Ludzie nie maja mozliwosci ocenic, czy zlo popelnione przez danego czlowieka na pewno bylo grzechem ciezkim, nawet jesli morlanie rzecz biorac bylo zlem ogromnym, poniewaz tylko Bog moze ocenic wszystkie czynniki, ktore wplynely na to, ze do danego czynu czy postawy doszlo, a wiec tylko On moze ocenic stopien swiadomosci i dobrowolnosci przekroczenia przykazania. Mozemy byc bardzo, ale to bardzo zdziwieni, kogo w niebie spotkamy, a kogo nie. Tak wiec nigdy nie nalezy tracic nadziei na spotkanie w wiecznosci kogos, kto po ludzku oceniajac umarl zagrozony potepieniem.

Poczytaj ksiazke Kathy Kalina “Akuszerka dusz”. Ona – pielegniarka hospicyjna – opisuje, jak ludzie, ktorzy umieraja przewlekle, w ostatnich chwilach zycia są zawieszeni na pograniczu dwoch swiatow, widzac niekiedy gosci z zaswiatow i rozmawiajac z nimi. Jesli Bog daje umierajacym na choroby przewlekłe łaskę pewności, że życie pozagrobowe istnieje, to z pewnoscią nie poskapi jej i tym, którzy umierają śmiercią gwałtowną, co najwyżej my o niej nie wiemy. Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł stracić niebo przez to, że z czymś nie zdążył. Gra idzie o zbyt wielką stawkę, a Bog nie jest zlosliwy i nie czyha, zeby nas zaskoczyc. Co nie znaczy, ze mozna odkladac nawrocenie albo spowiedz, bo bedziemy rozliczani takze z talentow i nie chodzi tylko o to, zeby nie dac sie przylapac smierci w grzechu ciezkim, ale takze o to, aby wydac dobry owoc, a swiadome i dobrowolne trwanie grzechu ciezkim jest co do zasady marnowaniem ziemskiego zycia.

Pytania o wiarę

Ostatnio spotkałam się z takim problemem: w związku ze zbliżającym się dniem Wszystkich Świętych postanowiłam zgłosić intencję mszalną za bliskich zmarłych. Wtedy pojawiło się pytanie: czy można tu na ziemi pomóc modlitwą komuś kto umarł nieochrzczony, ateistą z wyboru a do tego w efekcie samobójstwa???

Ola

Droga Pani Olu,

Pan Jezus powiedział: „Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni, nie potępiajcie, a nie będziecie sądzeni”. Proszę zauważyć, że Kościół podaje kto na pewno się zbawił, ale nigdy nie mówi, kto na pewno się potępił. Bóg nie pragnie niczyjego potępienia, ponieważ nie stworzył żadnego człowieka dla piekła. Wszystkich nas stworzył dla nieba. Przez proroka Ezechiela Pan Bóg mówi: „Ja nie pragnę śmierci grzesznika”. Dlatego niezależnie od tego na co wskazują fakty zawsze należy mieć nadzieję, ponieważ miłosierdzie Boże dosięga człowieka w sposób, którego nie potrafimy wyśledzić. Proszę się modlić za swojego krewnego – jeśli jest w czyśćcu, ta modlitwa jest jemu być może bardziej potrzebna niż innym. Jeśli nie osiągnął zbawienia, Pani modlitwa pomoże jakiejś duszy czyśćcowej. Zawsze jednak będzie to Pani dobry czyn miłości.

Ks. Tomasz Stroynowski

Jak najbardziej. W Biblii aż się roi od takich zachęt jak ta „Proście, a będzie Wam dane”. Człowiek po to się narodził, aby trafić do nieba i tylko wyjątkowa zła wola, czyjeś ostateczne zanegowanie Boga (a nie istnienia Boga) mogą człowieka odciąć od zbawienia. Innymi słowy – analizując Boże Objawienie – wyłącznie człowiek do szpiku kości zły, który wierzy w Boga ale go odrzuca, który chce iść do piekła – taki człowiek tam trafi. A i tak Kościół, o ile kanonizuje w ciągu roku kilkadziesiąt osób, nigdy nie stwierdził, że ktoś na pewno został potępiony.

Tajemnica Boskiego Miłosierdzia zawiera również w sobie tajemnicę o tych, którzy w naszych oczach mogli uważani za syna szatana, a jednak zostali Zbawieni. Historia Łotra na krzyżu niesie dla takich ludzi jak Pani znajomy wielką nadzieję. Proszę przeczytać sobie ten fragment Biblii, gdzie jest umieszczony dialog Jezusa z łotrami. Jeden z Jezusa szydził drugi mu współczuł – ten drugi stwierdził wyłącznie, że oni sprawiedliwie ponoszą skutki swych złych uczynków a Jezus umiera niewinnie. Nie widać tam żalu za zło jakie uczynili, ale jest tam pokazana właściwa ocena i prośba, aby Jezus pamiętał o tym łotrze i zabrał go ze sobą do Nieba. I Jezus spełnił tę prośbę.

Wciąż powtarzam historię, dotyczącą bł. Ojca Pio, który miał dar od Boga widzenia skutków Bożego miłosierdzia. Kiedyś zgłosiła się do niego kobieta, wdowa po francuskim oficerze, który popełnił samobójstwo rzucając się z mostu do Sekwany. Poprosiła Ona o. Pio o to aby odpowiedział jej, czy jej mąż został potępiony. On jej odpowiedział, że pomiędzy barierką mostu a powierzchnią wody jej mąż zdążył wzbudzić żal za swój czyn. Wystarczyła jedna z miłością do Boga i wielką pobożnością odmówiona przez niego modlitwa do Boga gdy był małym dzieckiem, aby to uchroniło go przed potępieniem.

My ludzie często bywamy niemiłosierni. Jesteśmy srodzy w swoich osądach, bo oceniamy ludzi po tym co zewnętrzne. A Jezus widzi wszystko. W opisanym przez Pani przykładzie Bóg wie, co spowodowało, że człowiek ten był niewierzący, wiedział co go pchnęło do tak dramatycznego aktu. Wiedział dlaczego to zrobił. Wiedział wszystko co w tym człowieku się działo. Dlatego dzisiaj Pani modlitwa jest potrzebna temu człowiekowi, bo każda modlitwa jest darem dla tych, którzy już opuścili ten Padół i są tam, po drugiej stronie. Nasza modlitwa jest dla nich dowodem naszej miłości do nich – bezinteresownej, odkupieńczej.

Miłość, której wyrazem jest modlitwa za zmarłych jest jedyną rzeczą, która przekracza granicę pomiędzy światem żywych i zmarłych. To modlitwa, iż Bóg może powiedzieć takiemu zmarłemu – „patrz, inni się za Ciebie modlą, nie potępiają Cię, kochają Cie pomimo Twoich błędów, więc i ja Ciebie nie potępiam”. Jak człowiek może czuć się szczęśliwym w niebie, jeśli nie będzie koło nas tych których kochamy?

Pani Olu, czy Pani myśli, że Bóg tego nie wie iż bez nich będzie nam tak smutno? A Jezus powiedział wyraźnie, że wiele rzeczy nas tam zaskoczy – może i obecność tych, którzy dla nas byli złymi ludźmi też będzie zaskoczeniem? Nie na darmo Jezus wzywał do tego byśmy kochali nawet naszych nieprzyjaciół, bo możemy się z nimi w niebie spotkać.

Michał Czuma

Echo Katolickie

Mówiąc o piekle, mamy na myśli stan ostatecznego, niezmiennego i wiecznego oddzielenia człowieka od Boga. Katechizm Kościoła Katolickiego traktuje o piekle w punktach 1033-1037. Krótko, ale streszcza całe, odwieczne nauczanie Kościoła, oparte na Ewangelii i słowach. Piekło istnieje, ale to nie Bóg jest tym, który pcha człowieka w jego otchłań. Jest to, niestety, decyzja samego człowieka. Jest to powiedzenie Bogu: „Nie potrzebuję Twojej miłości, ja sam się zbawię!”. Piekło to owo „Ja sam!” rozciągnięte na wieczność. To poczucie utraty największej szansy swojego życia, niewyobrażalne cierpienie, wynikające z oddzielenia od Boga i mściwej i nienawistnej obecności demonów.

Ratunek

Maryja w Fatimie ze smutkiem mówiła dzieciom, że wiele dusz idzie do piekła. Jako receptę na jego uniknięcie i wybranie drogi do nieba wskazywała pokutę i nawrócenie. To przesłanie jest stale aktualne. Kościół powraca do niego szczególnie mocno w okresie Wielkiego Postu, ale nie oznacza to, że poza Wielkim Postem mamy żyć tak, jakby nie istniały Boże przykazania. To raczej wezwanie do bardziej intensywnych wysiłków, mających na celu nasze nawrócenie.

Tegoroczny Wielki Post warto nasycić duchem Fatimy. Pokuta, nawrócenie… Jak jednak sprawić, by były prawdziwe i owocne? Jak nie spłycić ducha pokutnego do niejedzenia słodyczy (by odbić to sobie z nawiązką w Wielkanoc)? Przede wszystkim wymaga to obiektywnego spojrzenia na swoje życie, na relację z Bogiem, drugim człowiekiem i samym sobą. Wymaga to odwagi zmierzenia się ze swoimi problemami… a do tego potrzebne jest przyznanie się przed samym sobą, że je mam. I że to ja sam, a nie Pan Bóg czy inni ludzie są ich źródłem. Tak jak dla osoby uzależnionej pierwszym krokiem do wyjścia z nałogu jest przyznanie się do uzależnienia, tak pierwszym krokiem do nawrócenia jest spojrzenie na swoje życie i odpowiedzenie sobie na pytania: Czego jest w moim życiu za dużo, a czego za mało? W relacji z jakimi ludźmi pojawiają się konflikty i trudne emocje? Skąd wynikają? Co mogę zrobić, aby to zmienić? Kilka prostych pytań… ale trzeba uczciwie na nie odpowiedzieć. To będzie pierwszy krok do nawrócenia, do pozytywnej zmiany w moim sercu, do wydania wojny swoim osobistym demonom, uzależnieniom, złym nawykom – czyli temu wszystkiemu, co oddziela mnie od Boga.

Życie na powierzchni

Kolejna kwestia to gotowość na spotkanie z Bogiem. Niby wiemy, że nie znamy dnia ani godziny… ale w rzeczywistości żyjemy często tak, jakbyśmy mieli być wieczni, a przynajmniej dożyć sędziwej starości, kiedy to wreszcie znajdziemy czas dla Boga i kiedy już brak sił witalnych zamknie nam wiele możliwości popełniania grzechu. Jest to myślenie naiwne, bo siły nie mają tu nic do rzeczy – jeśli ktoś ma w sercu nienawiść, frustrację, mściwość, pretensje do całego świata, to w jego duszy będzie i tak panować ciemność. Receptą na uniknięcie piekła i pójście do nieba jest stałe życie w łasce uświęcającej – czyli stanie nadprzyrodzonej przyjaźni z Bogiem. To zaś oznacza również niekrzywdzenie innych ludzi. Nie jest to równoznaczne z bezgrzesznością, z byciem idealnym… ale oznacza świadomą decyzję pracy nad sobą i otwarcie na Boże miłosierdzie, które jest zawsze większe niż grzech. To otwarcie dokonuje się przez postawę nawrócenia i wynagrodzenia za zło, które uczyniłem… przy jednoczesnej wdzięczności za dobro, które ciągle otrzymuję. I do takiego życia zaprasza nas Maryja w Fatimie.

Piekło nie jest dziełem Boga

PYTAMY ks. Mateusza Czubaka, doktora teologii dogmatycznej, kapelana Zakładu Karnego w Siedlcach

Proszę Księdza, czym jest piekło? Na czym polega kara piekła?

Piekło to realne ryzyko każdej stworzonej wolności. Bóg jest miłością. On nie chce nikogo wtrącać do piekła, bo jest nieskończenie dobry. On nie kusi nas niebem, by zaraz potem postraszyć piekłem. Stwórca nie uczynił dwóch światów: złego i dobrego. Wszystko, co stworzy, było dobre. Piekło nie jest Jego dziełem, lecz owocem grzechu. To sam człowiek tam wchodzi, odwracając się od Boga i zwracając się ku stworzeniom. Jeśli w stanie grzechu człowiek nie otworzy się na miłosierdzie Boże, nie wejdzie na drogę nawrócenia, to doprowadzi swoją duszę do śmierci, pogrąży ją w piekle. Od momentu ostatecznego zwycięstwa Jezusa nad śmiercią i szatanem piekło ryzykują ci, którzy stanowczo odrzucają Jego dar zbawienia. Św. Augustyn mawiał, że w istnienie piekła nie wierzą tacy, którym bardzo zależy, żeby go nie było, ponieważ jeżeli istnieje, jest z pewnością przeznaczone dla nich. Pismo Święte mówi na temat piekła blisko 600 razy. Jezus wielokrotnie przestrzegał przed nim, posługując się najsurowszymi obrazami ze Starego Testamentu: „pieca rozpalonego”, „płaczu i zgrzytania zębów” (Mt 13,42), ale mówił też o nim w przypowieściach. Nauka Kościoła o piekle jest w tym względzie jasna. Katechizm Kościoła Katolickiego przypomina, że „dusze tych, którzy umierają w stanie grzechu śmiertelnego, bezpośrednio po śmierci idą do piekła, gdzie cierpią męki, «ogień wieczny». Zasadnicza kara piekła polega na wiecznym oddzieleniu od Boga; wyłącznie w Bogu człowiek może mieć życie i szczęście, dla których został stworzony i których pragnie”. Piekło to wieczna udręka polegająca na definitywnym oddzieleniu od Boga, nie jest spowodowana Jego gniewem; jest nieuniknioną konsekwencją naszego wyboru, grzechu dokonanego w wolności.

Jak pogodzić istnienie piekła z prawdą o Bożym Miłosierdziu?

Nie jest to proste. Odruchowo buntujemy się przeciwko piekłu. Perspektywa wiecznego potępienia budzi w nas słuszny sprzeciw. Istnienie piekła wydaje się kłócić z prawdą o Bogu, który jest Ojcem i pragnie szczęścia dla swoich dzieci. Jak taki Bóg, pełen miłosierdzia, może pozwolić na wieczną mękę potępionych stworzeń? Odpowiedź, którą odnajdujemy na kartach Pisma Świętego, jest taka, że pierwszym, który chce człowieka uratować przed piekłem, jest sam Bóg. Gdy Adam i Ewa odwrócili się od Niego, On ich szuka i woła: „Adamie (człowieku), gdzie jesteś?”. Całą historię zbawienia przenika ta niepojętą miłość Boga, który nie chce śmierci grzesznika. Ludzie ponoszą wprawdzie konsekwencje swoich grzesznych wyborów, ale Bóg jest wierny i nie wycofuje swojej miłości. Zawiera z ludźmi przymierze, posyła proroków, wychowuje, jednoczy, a ostatecznie daje swojego umiłowanego Syna, który bierze na siebie wszystkie konsekwencje ludzkich grzechów. Jezus umiera na krzyżu, zstępuje do „piekieł”, zmartwychwstaje i posyła Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów. Bóg okazuje w ten sposób swoje niezgłębione miłosierdzie. Staje obok największego łotra, aby go wyciągnąć z piekła, które sam sobie zgotował. Nikogo nie zostawia bez szansy ocalenia. Doświadczam tego dość często podczas mojej posługi w Zakładzie Karnym. Niedawno modliłem się z osadzonym, który po 50 latach powrócił do Boga.

Oczywiście musimy pamiętać, że niegraniczone miłosierdzie Boże jest jednak ograniczone… wolnością człowieka.

Bóg nie może nas zmusić do przyjęcia Jego miłości. Dobrze uchwycił to C.S. Lewis, który w jednej ze swoich książek stwierdził, że na końcu będą dwie kategorie ludzi. Jedni powiedzą Bogu: „bądź wola Twoja”, a drugim Bóg powie: „bądź wola twoja”. Pierwsi będą zbawionymi, a drudzy potępionymi. Dlatego nie można argumentować przeciwko piekłu, że miłosierdzie Boże jest tak wielkie, że Bóg przymyka oko na winy człowieka. Taki argument miałby sens tylko wówczas, gdyby Boże zbawienie łamało ludzki opór. Tymczasem zbawienie dokonuje się w osobowej relacji, która nie czyni człowieka zwykłym „przedmiotem” Bożego działania; bo wtedy przymierze, dialog, komunia, wszystko to, dlaczego istnieje stworzenie, zostałoby zniszczone. Paradoks Bożego miłosierdzia polega na tym, że człowiek może powiedzieć Bogu „nie”, ale Bóg nie może już powiedzieć „nie” człowiekowi, bo w Nim jest tylko „tak” (por. 2 Kor 1,19).

Niektórzy twierdzą, że piekło jest puste. Kościół i objawienia mówią jednak coś innego…

Już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa pojawiała się teoria, że chociaż piekło istnieje, to znając wielką dobroć i miłość Boga, przypuszczać należy, że nikt z ludzi tam nie trafi. Zwolennicy tej teorii utrzymywali, że można żyć nadzieją powszechnego zbawienia dla wszystkich. Jeżeli jednak przyjmiemy za pewnik, że piekło jest puste, wtedy wolność człowieka okazuje się iluzją. Skoro „wszyscy muszą być zbawieni”, wówczas cały nasz duchowy rozwój, wszelka walka z grzechem traci sens. Po co byłby sąd ostateczny, skoro jego wyrok jest z góry przesądzony? Choć Kościół nigdy nikogo nie ogłosił potępionym i nie wypowiadał się na temat liczby osób przebywających w piekle, to jednak odrzucił tezę o powszechnym zbawieniu. Taka teoria może bowiem prowadzić do lekceważenia Bożych przykazań i usprawiedliwiania własnych grzechów. Skoro Bóg i tak mi przebaczy, to czym się właściwie przejmować – „hulaj dusza, piekła nie ma”. To jedna z form tzw. grzechu przeciwko Duchowi Świętemu, o którym Jezus mówi, że nie może być odpuszczony. Dlatego wszystkie biblijne obrazy piekła chcą w nas ożywić bojaźń Bożą, a także zdrową troskę o własne zbawienie i zbawienie innych.

Bóg zapłać za rozmowę!

AWAW

Bóg w piekle, czyli o nadziei powszechnego zbawienia

Kim są zmarli, których wspominamy, stąpając po opadłych na cmentarne aleje liściach? To przede wszystkim nasi bliscy oraz ci, których czcimy jako oficjalnych lub osobistych świętych. Chrześcijańska wiara poucza nas, że istnieje realna możliwość kontaktu między nami a rzeszą oglądających Boga twarzą w twarz. Możliwość ta nie ma nic wspólnego z tzw. wywoływaniem duchów, lecz opiera się na wierze w moc ludzkich relacji, które dzięki modlitwie staję się mocniejsze niż sama śmierć. Zwracamy się do obywateli nieba, ponieważ wierzymy, że mogą prosić za nami u Boga. Z drugiej strony, to my wstawiamy się za zmarłymi ufając, że nasza modlitwa – wyzwolona z pęt czasu i przestrzeni – nie pozostaje bez wpływu na kształt ich spotkania z miłosiernym Sędzią. W ten właśnie sposób przeżywamy katechizmowe prawdy o niebie i o czyśćcu. Pozostaje jednak trzecia możliwość zwana piekłem. Czym ono jest? Jak można zgodzić się na istnienie tej krainy rozpaczy i absurdu? A może wieczne potępienie jest tylko biblijną metaforą albo wręcz średniowiecznym wymysłem, od którego w imię wiary w dobrego Boga trzeba jak najszybciej odejść? Piekło warunkiem miłości Niekiedy spotkać się można z radykalnym stwierdzeniem: Nie wierzę w piekło! Opinia ta nie musi być wcale heretycka. Co więcej, może nam pomóc w naszych usiłowaniach zrozumienia nauki o piekle. Ewangelia nie polega bowiem na głoszeniu alternatywy: niebo albo piekło. Mistrz z Nazaretu nie przyszedł, by głosić nowinę o dwóch królestwach: Bożym i szatańskim. Nie zostaliśmy wezwani do wiary w piekło, ale do wiary w moc zbawczą Boga. Misja Chrystusa jest od początku do końca misją miłości, nieustannym zapraszaniem do niebieskiej uczty. Historii zbawienia nie można wyobrażać sobie według logiki z czarnego humoru: Niech chętni wystąpią z szeregu, a kto nie wystąpi będzie rozstrzelany! Bóg nie postępuje z człowiekiem na zasadzie kija i marchewki. On nie kusi niebem, by zaraz potem postraszyć piekłem. Stwórca nie uczynił dwóch światów: złego i dobrego. Wszystko, co stworzył Bóg, było dobre. Piekło nie jest Jego dziełem i dlatego mają rację ci, którzy w piekło nie wierzą…

Nie oznacza to, że odrzucamy katechizmową naukę o wiecznym potępieniu. Wręcz przeciwnie, twierdzimy, że możliwość potępienia stanowi konieczny, choć jedynie negatywny, warunek zbawienia istoty wolnej, jaką jest człowiek. Zacznijmy jednak od początku. Bóg nie musiał niczego stwarzać. Jako wspólnota Trzech: Ojca, Syna i Ducha, jest On absolutną Miłością, która nie ma żadnej potrzeby, by wyrażać się w czymś poza sobą. Z Jego boskiej woli stało się jednak tak, że świat istnieje. Sens tego istnienia polega nie na czym innym jak na miłości, to znaczy na powołaniu do współprzeżywania tego, co stanowi naturę Boga. Tak rozumiane istnienie musi być obdarzone wolnością. Tylko istota wolna jest bowiem zdolna do miłości. W tym właśnie miejscu pojawia się problem polegający na nieusuwalnym napięciu pomiędzy wolnością a wezwaniem do miłości. Bóg stwarzając człowieka zdolnym do kochania, nie mógł nie obdarzyć go jednocześnie zdolnością odrzucenia miłości. Osoba wolna ma możliwość powiedzenia Bogu: Nie chcę być z Tobą! Wszechmogący Stwórca nie może zmusić nikogo do otwarcia się na dobro. Przemoc niszczy wolność, a gdzie nie ma wolności, tam nie ma również dobra ani zła. Dlatego też niemożliwe jest stworzenie zdolnego do miłości człowieka bez możliwości tego, co nazywamy grzechem pierworodnym, a w konsekwencji, bez możliwości wiecznego potępienia. Wszechmoc Boża jawi się więc paradoksalnie jako słabość wobec istoty wolnej, do której skierowane jest słowo: Adamie, kocham Cię!

Odmowa miłości może przybierać różne kształty. Wyraża się ona najczęściej w codziennych, banalnych gestach, których chwilę potem żałujemy. W imię ludzkiej wolności musimy jednak przyjąć znacznie poważniejszą możliwość prawie absolutnego zamknięcia się osoby w kręgu nienawiści. Człowiek może zanegować samego siebie odwracając się od źródła sensu swojego istnienia. Taką właśnie sytuację nazywamy potępieniem. Piekło jest po prostu tam, gdzie nie ma Boga. Każda zaś istota wolna, zdolna do miłości Boga, jest jednocześnie zdolna do wyrzucenia wszechobecnego Stwórcy z obszaru swojej wolności. Ta zdolność jest negatywnym warunkiem możliwości wejścia istoty skończonej w relację miłości. Piekło zatem jawi się nie tyle jako kara zesłana przez Boga-Sędziego, co raczej jako możliwość nieodłączna od kondycji osoby powołanej przez Boga do wspólnoty miłości.

Celem powyższej refleksji nie było udzielenie jednoznacznej, zadowalającej nasz intelekt odpowiedzi w kwestii piekła. Żadne zresztą rozumowanie nie powinno pretendować do wyjaśnienia możliwości wiecznego potępienia. Możliwość ta pozostanie bowiem skandalem, którego nie da się uciszyć jakąś teorią. Ponadto wskazanie na stworzoną wolność jako na przyczynę istnienia piekła, nie rozwiązuje w pełni teologicznego problemu zła. Skoro Wszechmogący kocha każdego człowieka i pragnie jego zbawienia, to jakikolwiek przypadek potępienia byłby zarazem wieczną przegraną Boga. Można zatem zapytać: W jaki sposób Bóg – nie łamiąc ludzkiej wolności – mógłby zrealizować swój plan powszechnego zbawienia? Jak Bóg może zbawić kogoś, kto zdaje się tkwić w zamkniętym kręgu rozpaczy i nienawiści? Spotkanie dwóch samotności Jedną z prób odpowiedzi na wyżej postawione pytania jest Hansa Ursa von Balthasara rozważanie o wydarzeniu śmierci Jezusa Chrystusa, w tym o Jego zstąpieniu do piekieł[1]. Ten najwybitniejszy – obok K. Rahnera – teolog XX wieku wskazuje na dwa aspekty śmierci Jezusa Chrystusa: aktywny i pasywny. Pierwszy aspekt wyraża się w tajemnicy Wielkiego Piątku. Syn Boży, umierając na krzyżu, uczynił z własnej śmierci najwyższy akt wolności. Okrzyk Ukrzyżowanego: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego (Łk 23,46), stanowi przecież radykalny wyraz nadziei i zawierzenia się osobowej Tajemnicy. Godzina przybitych rąk i nóg Chrystusa łączy się paradoksalnie z momentem zbawczej akceptacji rzeczywistości. Taka akceptacja zaś możliwa jest jedynie jako najgłębszy akt wolności. U Jezusa była ona zresztą owocem całego życia rozumianego jako pełnienie powierzonej Mu przez Ojca misji Sługi Jahwe. Ewangelista Łukasz na przykład ukazuje Chrystusa jako idącego do Jerozolimy, a zatem zmierzającego ku swojej śmierci. Ten aktywny wymiar bycia ku śmierci – jakby powiedział Heidegger – Jezus uwydatnił w słowach: … życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję (J 10,17-18). Z drugiej strony istnieje pasywny aspekt śmierci Zbawiciela, który – według von Balthasara – wyraża się w prawdzie o zstąpieniu Jezusa do piekieł[2]. W katechizmie czytamy, że Chrystus zstąpił do piekieł, by ogłosić zbawienie uwięzionym duchom (KKK 632, por. 1 P 3,18-19). Jak jednak rozumieć to wydarzenie? Na czym polega głoszenie zbawienia więźniom? Balthasar nie chce interpretować zstąpienia do piekieł jako triumfalnego zwycięstwa Chrystusa nad grzechem. Wyciąga natomiast ostateczne konsekwencje z Pawłowego stwierdzenia, że Bóg uczynił dla nas grzechem Tego, który nie znał grzechu (2 Kor 5,21). Wynika z niego – zdaniem autora – iż Jezus utożsamia się z grzesznikiem pogrążonym w samolubnej rozpaczy. W przeciwieństwie do aktywnego wymiaru akceptacji wielkopiątkowej śmierci na krzyżu, wydarzenie Wielkiej Soboty czyli zstąpienie do piekieł okazuje się pasywnym wyrazem solidarności z umarłymi. Chrystus stać się grzechem dla naszego zbawienia. Oznacza to, że wszedł On rzeczywiście w doświadczenie ostatecznych konsekwencji grzechu, czyli tego, co tradycja nazywa piekłem. Bóg solidaryzuje się do końca nawet z tymi, którzy zdają się być absolutnie zamknięci na Jego miłość. Posłuszeństwo Jezusa wyrażone na Krzyżu objawia się w sposób jeszcze bardziej radykalny w rzeczywistym przyjęciu pasywnego wymiaru wydarzenia Golgoty, w byciu umarłym razem z umarłymi. W swoim zstąpieniu do piekieł Jezus staje obok bezsilnych grzeszników. Nie przepowiada już aktywnie nowiny o zbawieniu, nie triumfuje – w potocznym znaczeniu tego słowa – nad „mocami piekielnymi”, lecz niepokoi grzesznika swoją bezsilnością, swoim byciem grzechem dla naszego zbawienia. Oto niebywała wizja! Człowiek, który odwrócił się od Chrystusa przepowiadającego i nie chciał zatrzymać się przy Ukrzyżowanym, odnajduje w samym centrum swojego piekielnego osamotnienia bezsilną miłość Boga. Podobną wizją dzieli się z nami psalmista: Gdzież się oddalę przed Twoim duchem? Gdzie ucieknę od Twego oblicza? Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś; jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę (Ps 139,7-8). Być może tam, gdzie ludzka samolubna wolność stawia granicę Boskiej wszechmocy, jedynie pozbawiona wszelkiej mocy miłość Jezusa może dopełnić dzieła zbawienia. Być może taka właśnie miłość jest w stanie rozbić krąg rozpaczy grzesznika, nie gwałcąc w niczym jego wolności. Solidarność Boga z człowiekiem jest tak wielka, że von Balthasar nie waha się twierdzić, iż Jezus doświadczył w śmierci krzyżowej piekła. Pojęcie piekła zatem winno być interpretowane w perspektywie chrystologicznej. Oznacza to, że istnienie bez Boga, a taki przecież stan nazywamy piekłem, może być w jakiejś mierze zrozumiany jedynie w obliczu Jezusa ukrzyżowanego. Każda inna perspektywa grozi popadnięciem w mitologię. Chrystusowe Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27,46) staje się w ten sposób miarą naszego rozumienia rzeczywistości piekła. Doświadczając opuszczenia przez Ojca, Jezus zstępuje do piekieł, by zająć nasze miejsce, by wziąć na siebie skutki naszego grzechu. Dzięki temu chrześcijanin może żywić radykalną nadzieję, że solidarność z każdym człowiekiem, nawet największym zbrodniarzem, jest możliwa. Czy piekło jest puste? Komentując Balthasarowską wizję, J. O’Donnell stwierdza: Bóg bierze naprawdę na serio ludzką wolność. Pozwala On wypowiedzieć człowiekowi swoje „Nie” na ofertę miłości posuniętej aż do samowyniszczenia. Zezwala wolnemu człowiekowi wybrać radykalną izolację i samotność. Z drugiej strony, Bóg – za pośrednictwem krzyża – niepokoi swoją miłością samotność zatwardziałego grzesznika zamkniętego w sobie samym. Bóg nie depcze wolności grzesznika. Jednakże Boża współ-obecność w opuszczeniu grzesznika narusza jego narcystyczną samotność. Grzesznik znajduje się w piekle, ale nie jest już absolutnie sam. Jego samotność stała się współ-samotnością[3]. Nie wiemy, co wyniknie ze spotkania samotności grzesznika z samotnością Ukrzyżowanego. Nie chcemy tutaj rozwijać naiwnie optymistycznej lub wręcz wypływającej z pychy wizji powszechnego zbawienia. Wieczne piekło pozostaje realną możliwością, wobec której biblijna postawa bojaźni i drżenia wydaje się być najwłaściwsza, oczywiście pod warunkiem, że nie mylimy jej z neurotycznym lękiem. Odkrycie znaczenia Jezusowego zstąpienia do piekieł otwiera nam jednak możliwość żywienia nadziei, że nawet największy grzesznik nie odwróci się od Boga-człowieka, którego odnajdzie w swoim potępieńczym – ale jeszcze nie wiecznym – osamotnieniu. Możemy mieć nadzieję, że miłość Boga, poprzez paradoksalną solidarność z tymi, którzy pozostają zamknięci na jakąkolwiek solidarność, jest zdolna zbawić każdego człowieka właśnie w momencie, gdy zostaje odrzucona. Balthasar nie neguje możliwości wypowiedzenia przez człowieka nie wobec Boga, po którym jest już tylko piekło rozumiane jako nieodwołalny stan istnienia poza Bogiem. Czy jednak nie jest obowiązkiem chrześcijanina poparta pokorną modlitwą nadzieja, że nikt nigdy nie dokonał takiego ostatecznego aktu negacji? Dlaczego mielibyśmy nie pragnąć, by w każdym człowieku zrealizowały się słowa Chrystusa ze starożytnej homilii na Wielką Sobotę: Snem śmierci zasnąłem na krzyżu i włócznia przebiła mój bok za ciebie (…), a ta moja rana uzdrowiła twoje zranienie. Sen mej śmierci wywiedzie cię ze snu Otchłani. Cios zadany Mi włócznią złamał włócznię skierowaną przeciw tobie. W Gaudium et spes czytamy, że skoro za wszystkich umarł Chrystus i skoro ostateczne powołanie człowieka jest rzeczywiście jedno, mianowicie boskie, to musimy uznać, że Duch Święty wszystkim ofiarowuje możliwość dojścia w sposób Bogu wiadomy do uczestnictwa w paschalnej tajemnicy (KDK 22). Czy nie powinniśmy zatem ufać, iż Duch, który wzbudził Jezusa z martwych i wyprowadził Go z piekła, zdoła również ożywić serce najbardziej zatwardziałego grzesznika? Pytanie to wskazuje na aspekt, którego nie może zabraknąć w naszym rozważaniu, a mianowicie na trynitarny charakter wydarzenia zstąpienia Chrystusa do piekła. Mówienie bowiem o Bogu w piekle byłoby pozbawione sensu, gdybyśmy nie wierzyli w jedynego Boga, który objawił się jako Trójca: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty. Rozpoznanie piekła wydarzeniem trynitarnym W naszych rozważaniach o Trójcy Świętej podkreślamy często – i słusznie – jedność trzech osób Boskich. Nie możemy jednak zapominać, że z drugiej strony Ojciec, Syn i Duch są osobami radykalnie się różniącymi między sobą. Różnice te są jakościowo nieskończenie większe niż pomiędzy ludźmi. Rzeczywistość osobowa charakteryzuje się bowiem tym, że jedność pomiędzy osobami paradoksalnie zakłada separację pomiędzy nimi. Miłość nie może istnieć bez inności. Im bardziej kocham, tym bardziej doświadczam, że drugi jest inny, niesprowadzalny do żadnej całości. Analogicznie, Janowe stwierdzenie, że Bóg jest miłością (1J 4,8), oznacza, że pomiędzy Trzema w Bogu istnieje radykalna inność. Błędem byłoby myślenie, że skoro osoby Boskie nie są trzema, ale jednym Bogiem, to różnią się one tylko troszeczkę. Wręcz przeciwnie, osobowa jedność jedynej natury boskiej zakłada fundamentalną inność trzech Osób.

Powyższa perspektywa pozwala nam zrozumieć możliwość skandalu Krzyża i zstąpienia Jezusa do piekieł. Bez niej okrzyk Boga-człowieka: Boże mój, czemuś Mnie opuścił! pozostałby teatralnym gestem. Tymczasem w śmierci krzyżowej Syn Boży nie doświadcza opuszczenia przez Ojca na niby. Bóg we wcielonym Synu przemierza drogę, która prowadzi do całkowitej samoalienacji: schodzi w głębokości śmierci, doświadcza zupełnego oddalenia od miłości Ojca. To właśnie rozdarcie w samym Bogu stanowi negatywny warunek ludzkiej wolności, która może odwrócić się od własnego fundamentu, czyli Bożej miłości. Bóg – o ile jest wspólnotą trzech różnych osób – ma tą pozornie tylko oczywistą możliwość stworzenia realnej wolności, która nie jest Bogiem. To właśnie dramat rozgrywający się pomiędzy Trzema w Bogu, a w szczególności centralny akt tego dramatu, a mianowicie wydarzenie Chrystusowego krzyża, pozwalają nam choć trochę zrozumieć, jak doskonały Bóg może utrzymywać w istnieniu zbuntowanego przeciw Niemu złoczyńcę. W tej perspektywie nie jest przesadą stwierdzenie, że piekło jest możliwe, gdyż możliwe było opuszczenie Jezusa przez Ojca. Niesłychana historia Trójjedynego Boga, który wszedł w dzieje człowieka, nie kończy się oczywiście na Krzyżu, lecz zmierza ku wielkanocnemu finałowi. Oto przeżywana w posłuszeństwie trupa radykalna samotność Zbawiciela okazuje się być ostatecznym zwycięstwem nad śmiercią. Jezus, mocą osobowej miłości jaką jest Duch Święty, przechodzi przez najgłębszą alienację włączając jednocześnie całą ludzkość w swój dialog miłości z Ojcem.

H.U. von Balthasar tak oto opisuje ten dramatyczny dialog pomiędzy Ojcem i Synem: Jeśli Ojciec musi być uważany za stwórcę ludzkiej wolności – ze wszystkimi przewidywalnymi jej konsekwencjami! – tak więc również sąd i „piekło” należą zasadniczo do Niego; i jeśli posyła On Syna na świat, by świat został zbawiony a nie osądzony, oraz Synowi „przekazuje cały sąd” (J 5,22), musi zatem wprowadził Go, o ile jest Synem wcielonym, również do „piekła” (jako ostatniej konsekwencji ludzkiej wolności)[4]. Chrystus zaś wypełnia powierzoną Mu misję w absolutnym posłuszeństwie. Dzięki temu posłuszeństwu Jezus przeszedł przez ciemności piekła. Dlatego też możemy powtórzyć za von Balthasarem, że piekło należy już do Chrystusa. Zmartwychwstając ze znajomością piekła, Chrystus może przekazać także nam tę wiedzę[5]. A wraz z nią ofiarowuje nam nadzieję że piekło – rozumiane jako stan kary wieczystej – pozostanie jednak puste! Warto o tym pomyśleć nad grobami bliskich i dalekich. Warto wyszeptać z wiarą słowa: I wspomóż szczególnie tych, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.

Kto trafi do piekła?

Monika Białkowska: Niebo nam się nie należy. Ale to chyba nie znaczy, że mamy żyć w ciągłym lęku przed piekłem? W jednym z filmów pada zdanie, które bardzo lubię: że Pan Bóg nie będzie nas rozliczał z tego, przed jaką ilością zła zdołaliśmy się uchronić, ale z tego, ile dobra udało nam się zrobić. Podzielmy ludzi na dwie kategorie: tych, którzy wierzą, że coś będzie po śmierci, i tych, którzy nie wierzą. Tych niewierzących na chwilę zostawmy: oni będą mieli swoje zdziwienia. A ja chciałabym wierzyć, że spośród tych, którzy wierzą w niebo i piekło, nikt nie będzie piekłem zaskoczony. To nie może być tak, że ktoś w życiu kocha, ufa w Boże miłosierdzie, żyje tak dobrze, jak tylko potrafi, a na końcu słyszy: „Nie udało ci się, wyliczyłem, że robiłeś jeszcze za mało, idziesz do piekła”. Chcę wierzyć, że Pan Bóg nie jest matematykiem i że ważne są dla Niego nasze decyzje i wybór, a nie to, że po drodze czasem coś nam nie wyjdzie.

H.S.: Nauka Jezusa o piekle jest oczywista. Mamy dużo Jego słów o tym, że zły człowiek zostanie wrzucony w otchłań, że nie będzie brał udziału w uczcie, że będzie wyrzucony w ogień – jeśli nie będzie miał szaty godowej, jeśli nie będzie miał oliwy w lampie, jeśli odrzuci głodnego czy przybysza. I nie możemy zapominać. To jest jednoznaczne: tak mówił miłosierny i dobry Jezus. Ale nie możemy też zapominać o tym, że w nauce o piekle paradoksalnie kryje się obrona ludzkiej wolności! Piekło rzeczywiście nie spada na człowieka niespodziewanie: jest sprawą twojego wyboru, „samowykluczenia”.

M.B.: Niebo nas nie porwie na siłę.

H.S.: Niebo nas nie porwie. Nikt na siłę nie zostaje zbawiony. Oczywiście pragnienie jest tu ważne, ale równie ważne jest to, jak to pragnienie realizuję. Ale jeśli mówimy o piekle, są tu jeszcze inne ciekawe rzeczy. Ks. Hryniewicz przypomina, że Kościół formułując Credo na soborze w Nicei, wyznał wiarę w powtórne przyjście Jezusa, w zmartwychwstanie i sąd. Nie tam mowy o piekle. Z tego między innymi bierze się nauka o apokatastazie, czyli ostatecznym odnowieniu wszystkiego, przeniknięciu Boską miłością i miłosierdziem również diabłów i złych ludzi. Tak uczył kiedyś Orygenes, Grzegorz z Nyssy czy modny dzisiaj Ewagriusz z Pontu. I to jest temat, wokół którego toczy się do dziś naprawdę poważny spór teologiczny, w którym wielu gotowych jest nawet swoich przeciwników nazwać heretykami czy ekskomunikować. Ja ze swej strony uważam, że jeśli nawet piekło ostatecznie miałoby pozostać puste, to musi ono istnieć przynajmniej jako pewna możliwość.

M.B.: Dla tych, którzy zdecydowanie i kategorycznie je wybiorą? Jeśli jakiś artysta wychodzi na scenę i tam drze Biblię, świadomie występując przeciwko Panu Bogu, co ma z nim Pan Bóg zrobić? Nawet jeśli go kocha, to musiałby go przytrzymać i kochać na siłę, powiedzieć: „Jeszcze ci udowodnię, że ze Mną będziesz szczęśliwy”. Taka „miłość na siłę” na swoją nazwę. Pan Bóg tego nie robi.

H.S.: Ale też ciekawe jest, czy wszyscy ludzie, którzy takiego artystę spotykają na co dzień, żyją z nim, uważają, że jest podłym człowiekiem? A może coś mu strasznie przysłoniło to piękno Biblii? Może o to właśnie chodzi, że ratują nas przed piekłem choćby jakieś przebłyski dobra? A może komuś pomógł? Może kogoś naprawdę kocha? Może oddałby za niego życie?

A może jeszcze usłyszy Słowo? Słowo zachęty do przewartościowania swojego życia, słowo napomnienia, wezwania do podjęcia nawrócenia?

M.B.: Jedna z teorii mówi, że nie Pan Bóg będzie nas sądził, ale że sami, postawieni wobec Jego miłości, albo do Niego przyjdziemy, albo odejdziemy zasmuceni, ze świadomością, że jesteśmy niegodni.

H.S.: Mówisz o hipotezie ostatecznej decyzji w śmierci. Stworzył ją węgierski teolog László Boros. Rzeczywiście jest ciekawa. Boros twierdzi, że w momencie śmierci będziemy pozbawieni wszystkich uwarunkowań determinujących naszą wolność, wyrwani z wszystkich krzywd, zranień, które nam kiedyś uczyniono i które pchnęły nas ku złu. Że w tym jednym momencie będziemy nieobciążeni uprzedzeniami i będziemy mogli dokonać autentycznie wolnego wyboru – wybrać Boga albo opowiedzieć się przeciw Niemu. To ciekawa hipoteza, problem tkwi jednak w tym, że my naprawdę nic o tym nie wiemy. Wiemy tyle, że jest życie i jest śmierć. I że Kościół od wieków ostrzega, że ten, kto umiera w grzechu popełnionym świadomie i dobrowolnie, będzie potępiony. I dopóki żyjemy, Pan Bóg daje nam w życiu takie momenty szansy, żeby nawet z najgłupszej drogi zawrócić, żeby nie grzęznąć dalej w bagnie. I dopóki żyjemy, musimy się modlić właśnie o to: żeby On był miłościw mnie, grzesznemu. Bo z żadnego bagna, sam ciągnąc się za włosy, się nie wydostanę, to może zrobić tylko Zbawca.

M.B.: Żeby się modlić, trzeba wierzyć. Stalin czy Hitler raczej się nie modlili. Ale to pewnie również z myślą o nich dostaliśmy w Fatmie tę modlitwę: „Zaprowadź wszystkie dusze do nieba i dopomóż szczególnie tym, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia”. Ciekawe, ilu z nas ma świadomość, że modli się w ten sposób również o niebo dla nich.

H.S.: Księża na kazaniach lubią przypominać Jeana-Paula Sartre’a i jego słowa, że „piekło, to inni”. Myślę o tym, co widzieliśmy i słyszeliśmy niedawno w Tykocinie, w dawnej synagodze. Jednego dnia z miasteczka wywieziono 1600 Żydów i w pobliskim lesie wszystkich zastrzelono. Tylu ludzi jednego dnia! To jest tak bolesne, tak dramatyczne, że trudno się dziwić ludziom, którzy mówią: to jest piekło. Piekło to Tykocin, to Oświęcim, to łagry. Po co szukać innego piekła? Ono tam już było. Ci straszni ludzie je stworzyli, dlatego tak trudno za nich się modlić.

M.B.: Nie zgadzam się. To nie było prawdziwe piekło, bo się skończyło. Bo ludzie mieli nadzieję, że się skończy, bo próbowali przetrwać, bo czekali. Dramat piekła polega na tym, że ono się nigdy nie skończy. Nie można zacisnąć zębów i próbować przetrwać. Wie Ksiądz, kiedy ludzie popełniają samobójstwa? Nie wtedy, kiedy ich coś boli. Nie wtedy, kiedy ich nikt nie kocha. Nie wtedy, kiedy są sami. Zabijają się, kiedy tracą nadzieję, że ból i niekochanie kiedykolwiek się skończą.

H.S.: „Lasciate ogni speranza, voi ch’ entrate qui”. Jak na bramach piekieł Dantego, „Zostawcie wszelką nadzieję”? Kiedy Rodin rzeźbił swoje „Bramy piekieł”, stworzył tam trzy rozpaczliwe postaci, jakby cienie. I kobietę, piękną, młodą, w której twarzy widać tylko rozpacz. Chcesz powiedzieć, że piekło to jest wieczna rozpacz?

M.B.: Piekło jest tam, gdzie nie ma nadziei. Gdzie jest Bóg, jest wiara, nadzieja i miłość: to wszystko spełni się w niebie. W piekle człowiek zostaje bez miłości i wie, że to się nigdy nie skończy.

Ks. prof. Henryk Seweryniak prof. dr hab. teologii fundamentalnej, przewodniczący Stowarzyszenia Teologów Fundamentalnych w Polsce.

Dr Monika Białkowska doktor teologii fundamentalnej, dziennikarka Przewodnika Katolickiego

Czy chrześcijanin powinien wierzyć w istnienie piekła?

Czy chrześcijanin powinien wierzyć w istnienie piekła?

Był taki czas, kiedy w nauczaniu chrześcijańskim niezbędne było przypominanie o piekle ludziom wierzącym, oziębłym lub nieprzyjmującym tego nauczania. W naszych czasach, przeciwnie, nawet wzmianka o miejscu potępienia wywołuje oburzenie, tak bardzo wydaje się sprzeczna z wiarą w Boga miłości. Czy rzeczywiście Chrystus mógłby pozwolić na całkowitą zgubę kogoś, za kogo oddał swoje życie bez reszty?

Wszelkie rozważania nad sensem tej trudnej nauki muszą rozpocząć się od zdumiewającego stwierdzenia: to dopiero w Ewangelii pojawia się właściwe piekło! Pisma hebrajskie, nasz Stary Testament, mówiły raczej o Szeolu, miejscu przebywania zmarłych, znajdującym się pod ziemią. Miejsce ponure, kraina zapomnienia, skąd nikt nie wraca (zob. Psalm 88, 9-13; Księga Hioba 7,9), Szeol wydaje się próbą opisania rzeczywistości śmierci w kategoriach przestrzennych. W takim znaczeniu jest „wspólnym miejscem wszystkich żyjących” (Hi 30,23), ponieważ jednak uważa się, że Bóg jest tam nieobecny, wskazuje to na jakiś związek Szeolu z grzechem.

A przecież, jeśli Bóg jest Bogiem życia, czyż mógłby pogodzić się z tym, że ostatnie słowo należy do śmierci? Ludzie wierzący głosili swoją szaloną pewność: „nie pozostawisz duszy mej w Szeolu i nie dozwolisz, by wierny Tobie zaznał grobu” (Ps 16,10). Ich nadzieja wbrew wszelkiej nadziei doprowadziła niektórych ludzi w Izraelu do oczekiwania na zmartwychwstanie przy końcu czasów. I to oczekiwanie motywowane wiarą wkroczyło w historię przez Jezusa Chrystusa, „Pierworodnego spośród umarłych” (List do Kolosan 1,18), a także „pierworodnego między wielu braćmi” (List do Rzymian 8,29).

Wiara w Chrystusa zmartwychwstałego daje pewność, że śmierć nie jest nieuchronnym kresem człowieczeństwa. Miłość Boga jest silniejsza, tak pokazuje to rosyjska ikona, na której Chrystus schodzi do Szeolu, aby wyłamać bramy i uwolnić uwięzionych. W rezultacie „miejsce zatracenia” całkowicie zmienia charakter. Nie jest już miejscem, w którym Bóg wydaje się nieobecny, przeciwnie, od tej pory objawia grzech w świetle Chrystusa. W kategoriach przestrzennych wyjaśnia „drugą śmierć” (Apokalipsa 20,6), to znaczy odmowę, która nie pozwala przyjąć miłości ofiarowywanej przez Boga zawsze i każdemu. Pojęcie piekła odsłania więc dwa wymiary bezwarunkowej miłości Boga: w pełni szanuje On ludzką wolność, tym niemniej jest przy każdym człowieku, aż do odrzucenia przez niego. W paradoksalny sposób wyraża ono dobrą nowinę o tym, że światłość dociera wszędzie, nawet do tych, którzy nie chcieli otworzyć oczu ze strachu lub ze złości.

Czy ta sytuacja jest definitywna? Nasze piekła, oglądane z zewnątrz, wydają się zawsze pozbawione wyjścia. Czy jednak naprawdę istnieje takie stworzenie, które zdołałoby swoją odmową pokonać cierpliwość Boga? Boży biedak, Jezus Chrystus, nie narzuca się. A przecież „nie zniechęci się ani nie załamie”, dopóki nie dopełni swojej misji, by zanieść pokój wszędzie (zob. Księga Izajasza 42,2-4), a Jego słabość jest mocniejsza niż ludzka siła (zob. 1 List do Koryntian 1,25).

Czy Jezus mówi o piekle?

Zamiast proponować dokładny i obiektywny opis rzeczywistości duchowej, słowa Jezusa chcą nam przybliżyć prawdę o Bogu i o nas samych. Jezus mówi i działa po to, żeby przekazywać radosną nowinę o tym, co Bóg właśnie czyni dla świata, i po to, żeby zachęcać ludzi, by włączali się w to mówiąc Bogu „tak” i całą swoją istotą podążając za Jezusem. W jakimś sensie wszystko, co Jezus mówi, jest tylko rozwinięciem Jego pierwszych słów z Ewangelii według świętego Marka: „Czas się już wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!” (Mk 1,15).

Równocześnie Jezus dostosowuję tę nowinę do poziomu swoich słuchaczy. Nie do wszystkich mówi takim samym językiem. Aby stać się bardziej zrozumiałym, posługuje się pojęciami i wyrażeniami bliskimi dla rozmówców. Tak jak naśladujący Go święty Paweł, który starł się być „wszystkim dla wszystkich, żeby uratować choć niektórych.” (1 List do Koryntian 9,22).

Dlatego, kiedy natrafia na ludzi, którzy nie chcą traktować Go poważnie, szczególnie na przedstawicieli narodowej elity, którzy sądzą, że wiedzą już wszystko o Bogu i o Jego planach, Jezus, tak jak prorocy, sięga po sformułowania gwałtowne, żeby próbować rozbić ich złudną arogancję. Zdarza Mu się grozić nauczycielom wiary, którzy uważają się za nieskazitelnych, a którzy w istocie zakrywają drogi Boże „piekłem ognistym” (Ewangelia wg św. Mateusza 23,33; zob. 5,22). Gehenna lub Dolina Synów Hinoma było to miejsce w pobliżu Jerozolimy, gdzie palono odpadki. Kiedyś było miejscem kultu boga Molocha, któremu składano ofiary z ludzi.

Jeśli Jezus mówi w taki sposób, to dlatego, że chce przeniknąć przez stwardniały pancerz tej albo innej grupy. Nigdy jednak nie wykorzystuje czyichś wyrzutów sumienia. Przeciwnie, kiedy staje przed człowiekiem, który sądzi, że jest daleko od Boga – kobieta cudzołożna (Ewangelia wg św. Jana 8), bogaty celnik (Ewangelia wg św. Łukasza 19) – ma dla niego tylko słowa przygarniające i rozumiejące. Jeden z zarzutów przeciw niemu polegał na tym, że jest On „przyjacielem grzeszników” (Ewangelia wg św. Mateusza 11,19).

Jest więc najgorszym błędem odwoływanie się do słów Jezusa po to, by wywoływać strach i wykorzystywać ten strach dla własnych celów, nawet gdyby to miały być cele duchowe. Kto tak postępuje, przedstawia karykaturę Boga, która oddala od prawdziwej wiary, i to właśnie przeciwko takim ludziom Jezus kierował słowa szczególnie bezkompromisowe (zob. Mt 18,6). To, że Jezus pokazywał czasem, że człowiek może się zgubić, tłumaczy się w istocie Jego gorącym pragnieniem ofiarowania każdej ludzkiej istocie żywej wody Ducha Świętego, wynika z Jego przekonania, że prawdziwe szczęście można znaleźć jedynie w komunii miłości z Ojcem.

List z Taizé: 2005/6

Jak mówić o potępieniu wiecznym?

Rozpoznawszy początki piekła już na tej ziemi, możemy niejako empirycznie przekonać się, że prawdziwa nasza nadzieja jest tylko w Bogu, i w ten sposób uniknąć piekła wiekuistego. Ostrzeżenia przed potępieniem wiecznym będą jednak dla nas prawdą martwą i szkodliwą, jeśli nie zobaczymy, że są one słowem Bożej miłości do nas. Co to znaczy i co z tego wynika dla głoszenia tej prawdy? Znaczy to, że mamy głosić nowinę o zbawieniu, a nie zajmować się informowaniem ludzi, iż mogą osiągnąć zbawienie albo dostać się do piekła.

Dopóki Pismo święte będzie podstawą nauczania wiary chrześcijańskiej, czyli aż do końca świata — nie da się o potępieniu wiecznym nie mówić. Zbyt często i zbyt wyraźnie temat ten pojawia się w księgach świętych, żeby dało się go w nauczaniu kościelnym przemilczeć.

Najwięcej mówił o piekle sam Pan Jezus

Co więcej, mówił o nim przede wszystkim sam Pan Jezus. Hans Urs von Balthasar — można się pytać, jak zharmonizować tę jego naukę z poszukiwaniami zawartymi w książce pt. Czy wolno mieć nadzieję, że wszyscy będą zbawieni? — zauważył, że trzeba było dopiero wyraźnego ogłoszenia przez Chrystusa Pana obietnicy życia wiecznego, ażeby można było mówić o niebezpieczeństwie jego nieodwracalnej utraty:

Jezus proklamuje swoje orędzie miłości, otwierając o wiele okropniejsze otchłanie niż te, które w Starym Testamencie były w ogóle możliwe do przewidzenia. Błogosławieństwo i szczęśliwość, tak jak przekleństwo i potępienie, mogły mieć wówczas sens tylko w czasowej rozciągłości; ponieważ niebo nie było otwarte (por. Hbr 11,40), nie mogło być także piekła (lecz jedynie pewien stan przejściowy do obu: Hades, Szeol). Teraz, kiedy niebo się otwiera, otwiera się jednocześnie po raz pierwszy wieczne piekło 1.

Hans Urs von Balthasar mówił mocniej: gdyby nie odkupieńcza ofiara Chrystusa Pana, piekło byłoby losem nas wszystkich, a jak straszliwie jest ono rzeczywiste, ujawniło się to na Kalwarii:

W opuszczeniu Ukrzyżowanego przez Boga rozpoznajemy, z czego my sami zostaliśmy wybawieni i uchronieni, mianowicie przed ostateczną utratą Boga, która została nam oszczędzona nie poprzez jakikolwiek własny wysiłek, a tylko przez łaskę. (…) Piekło nie jest żadną wychowawczą groźbą ani też nie jest czysto teoretyczną możliwością: ono jest rzeczywistością, którą doskonale zna Opuszczony przez Boga, gdyż nikt, nawet w przybliżeniu, nie może doświadczyć tak straszliwego opuszczenia przez Boga jak tylko Syn, odwiecznie istotowo zjednoczony z Ojcem. W ten sposób dwojaki los naszej wieczności leży odtąd wyłącznie w Jego ręku; właśnie dlatego, że On jest naszą łaską, jest On także naszym sądem, jest naszym sędzią, ale już jako nasz Zbawiciel. Będąc chrześcijanami, wiemy, że grzech knuty jawnie przez tych, którzy poznali miłość, ma ogromny ciężar w porównaniu z grzechem popełnionym w stanie niewiedzy 2.

Po wyjaśnieniu, dlaczego dopiero w nauce Pana Jezusa pojawiła się wyraźnie prawda o potępieniu wiecznym, przypomnijmy, że On najczęściej wyrażał ją za pomocą trzech metafor. Jest to, po pierwsze, metafora wyrzucenia na zewnątrz, ciemności, więzienia (Mt 8,12; 22,13; 25,30; Ap 22,10), następnie, metafora męki i ognia (Mt 18,8; 25,41; Mk 9,47n; Hbr 10,27), i wreszcie, metafora zguby, śmierci, zatracenia (Mt 7,13; Łk 13,3– –5; Ga 6,8; 2 Tes 1,9).

Mówił Pan Jezus o potępieniu wiecznym również bez metafor. Fałszywi uczniowie, którzy wyznają Go ustami, ale nie sercem, usłyszą z Jego ust straszne słowa: „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” (Mt 7,23). Natomiast w Jego wypowiedzi na temat grzechu przeciw Duchowi Świętemu synonimem potępienia wiecznego są wypowiedziane w podniosły sposób słowa, że grzech ten „nie będzie odpuszczony ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12,32). Analogiczny ton pobrzmiewa w słowach apostoła Pawła: „Nie łudźcie się: ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy…, ani złodzieje…, ani zdziercy Królestwa Bożego nie odziedziczą” (1 Kor 6,9n; por. Ga 5,19–21).

Na czym polega piekło?

Wydaje się, że głównym powodem, dla którego ewangeliczne przestrogi przed potępieniem wiecznym uległy we współczesnym nauczaniu Kościoła wyciszeniu 3, jest ucieczka przed ogromnie popularnym dziś zarzutem, iż chrześcijaństwo stworzyło cywilizację lęku.

W tym kontekście warto przypomnieć pogląd Karla Jaspersa, który, sam będąc człowiekiem niewierzącym, wskazywał na istotnie pozytywny wymiar tradycyjnego lęku przed piekłem i twierdził, że również człowiek niewierzący powinien — pod sankcją stoczenia się w egzystencjalną bylejakość — pielęgnować w sobie lęk analogiczny do chrześcijańskiego lęku przed piekłem, mianowicie lęk przed zmarnowaniem swojego istnienia. Zdaniem Jaspersa, fatalne są obie możliwości: zarówno pozbycie się tego lęku, jak jego rozpanoszenie się w naszym wnętrzu. Ów lęk powinien być w nas, ale jako przezwyciężony przez postawę trwałego zwrócenia ku temu, co najgłębiej pozytywne.

Interesujący jest ten głos w obronie lęku przed piekłem wypowiedziany przez filozofa, który w istnienie piekła nie wierzy:

Jeżeli lęk przed piekłem jest dla niezliczonych dusz podstawą wyboru dobra zamiast zła, to rzadko bywa to wyłącznie lęk przed czymś rzekomo realnym. Lęk ten, zaszyfrowany w obrazie piekła, może raczej uprzytamniać głębokie egzystencjalne motywy własnego istnienia. Lęk o własny byt to podstawowa cecha człowieka rozbudzonego. Spokój, który płynie z negacji piekła, nie wystarcza, spokój musi wyrastać z pozytywnego zaufania, z ustroju duszy, która kieruje się dobrą wolą zawsze przezwyciężającą lęk. Człowiek, który wyzbył się lęku, to człowiek już tylko powierzchowny 4.

Piekło jako nieodwracalne zmarnowanie samego siebie (np. ostateczna i nienaprawialna niezdolność do miłości) — to zapewne najgłębsze spojrzenie na ten temat, jakie możliwe jest w horyzoncie człowieka niewierzącego. Spojrzenie wiary — w pełni podpisując się pod powyższą formułą — idzie nieskończenie dalej: piekło jest to niepodlegające zmianie znalezienie się poza Bożą obecnością, „z dala od oblicza Pańskiego i od potężnego majestatu Jego” (2 Tes 1,9).

Zatem straszliwość tej sytuacji rozpoznawalna jest tylko w takim stopniu, w jakim rozumiemy, kim dla człowieka jest Bóg, którego obecności piekło jest pozbawieniem. My jednak nigdy w pełni nie ogarniemy, kim dla nas jest Bóg, zatem jakżeż moglibyśmy pojąć do końca, co oznacza oddalenie od Niego? Krótko mówiąc, z całą pewnością piekło to stan bardziej straszny, niż to potrafimy pomyśleć i zrozumieć — i zapewne dlatego sam nawet Pan Jezus oddawał go za pomocą owych strasznych obrazów, jakie znajdują się w Ewangelii.

Brak tych obrazów w opisie stanu wiekuistego oddalenia od Boga, podkreślenie jedynie tego oddalenia, nie czyni opisu mniej przerażającym. Chyba że ktoś nie ma nawet zielonego pojęcia o tym, że Bóg jest Miłością i Źródłem wszelkiego sensu.

Spójrzmy na dwa opisy przedstawione z prawdziwie kobiecą delikatnością. Oto wzorcowo apofatyczny opis Simone Weil:

Ze śmiercią jedni znikają w nieobecności Boga, inni w obecności Boga. Nie możemy pojąć tej różnicy. Dlatego też, aby w przybliżeniu dostępnym wyobraźni to ująć, utworzono obrazy raju i piekła 5.

Bardzo analogicznie odczuwała to Beata Obertyńska:

Nie rozumiem ni nieba, ni piekła… To wszystko

zbyt ogromne na myśl mą — ciasną i kaleką.

Wiem tylko, że to będzie albo Ciebie blisko,

albo od Ciebie daleko 6.

Niektórzy nawet próbowali ową przerażającą i nieodwołalną nieobecność Boga opisywać paradoksalnie jako stan pełnego szczęścia i zaspokojenia dla ludzi, którzy Boga w żaden sposób nie potrzebują ani za Nim nie tęsknią. „Poza niebem — wyobrażał sobie, nie wiem, czy jeszcze zgodnie z wiarą Kościoła, Clive S. Lewis — jedynym miejscem, gdzie możesz się czuć całkiem zabezpieczony przed wszystkimi niebezpieczeństwami i utrapieniami, jakie niesie z sobą miłość — jest piekło” 7.

Jeśli uważnie przypatrzymy się wielkiej różnorodności formuł, którymi oddawano stan bezsensu ostatecznego, widać jasno, że dotyczą one tej samej nieszczęsnej sytuacji. A zatem piekło to stan ostatecznej samowoli i nieposłuszeństwa 8, „jest realnym panteonem tych wszystkich, którzy się uważają za bogów” 9, „jest stanem najwyższego egoizmu i samotności” 10.

Święty Tomasz z Akwinu opisywał piekło negatywnie, jako przeciwieństwo szczęścia wiecznego. „Otóż ostateczne szczęście człowieka polega w zakresie umysłu na pełnym oglądaniu Boga, natomiast w zakresie postawy na tym, że wola człowieka jest niewzruszenie utwierdzona w Dobroci pierwszej. Zatem ostateczne nieszczęście będzie polegało na tym, że umysł będzie całkowicie pozbawiony światła Bożego, postawą zaś człowiek będzie zatwardziale odwrócony od Bożej Dobroci. I to jest najważniejsze nieszczęście potępionych, które się nazywa karą potępienia” 11.

Najgłębsza chyba intuicja na temat tego, czym jest piekło, została sformułowana już w czasach patrystycznych. Ogniem piekielnym byłaby — trudno się dziwić temu, że w Kościele rzadko kto tę myśl podejmuje — ta sama nieskończona miłość Boża, która jest szczęściem zbawionych. Quod erit iucunditas mentibus nitidis, hoc erit poena maculosis — mówił papież Leon Wielki. „To, co dla dusz jasnych będzie szczęściem, dla zbrukanych stanowić będzie karę” 12.

Krótko mówiąc, człowiek może się doprowadzić do takiej negacji Boga, że całym sobą nie chce, żeby Bóg był. A Bóg po prostu jest. I nie może przestać być sobą, czyli Bogiem. Nie może przestać być wszechobecną Miłością. Owszem, tutaj, na ziemi, człowiek może ogłosić Jego nieistnienie albo swoją wolę, że nie chce mieć z Nim nic wspólnego. Jednak po śmierci rzeczywistość Boga stanie przed każdym z nas bezpośrednio. Tam nie da się być poza wszechobecną Bożą Miłością. Nieobecność Boga dla potępionych polegałaby na całoosobowym skurczu protestu przeciwko temu, że Bóg jest Miłością, oraz przeciwko temu, że jest się zanurzonym w Bożej Miłości 13.

Piekło zaczyna się już teraz

Senatores boni viri, senatus — mala bestia. „Poszczególni senatorzy to dobrzy ludzie, senat to złe zwierzę”. Myślę, że można się posłużyć intuicją zawartą w tym przysłowiu do opisania sytuacji duchowej naszej epoki: nawet jeżeli wielu nam współczesnych to ludzie bliscy Bogu, nie zmienia to, niestety, faktu, iż żyjemy w czasach gigantycznej ucieczki od Boga żywego i prawdziwego.

Wielu ludzi nosi dziś w sobie pragnienie, żeby Boga nie było, a chyba jeszcze więcej ludzi wyobraża sobie Boga po pogańsku: jako mądrą, potężną i dobrą istotę, która istnieje gdzieś bardzo daleko, do której można odwołać się w momentach wyjątkowych (ślub, urodziny dziecka, pogrzeb, coroczne święta) i szukać u niej ratunku w momentach trudnych.

Otóż jeśli żyje się tak, jakby Boga nie było albo jakby był On bardzo daleko, jest to sytuacja ewidentnie zmierzająca ku temu, cośmy wyżej opisali właśnie jako piekło. Przecież samą istotą piekła jest bycie daleko od Boga i zamykanie się na Jego obecność. W tej sytuacji wyciszanie ewangelicznych przestróg przed potępieniem wiecznym — czy wręcz łudzenie bezbożników (jak wiadomo, wśród katolików również bywają autentyczni bezbożnicy) obietnicą powszechnego zbawienia — może służyć tylko utrwaleniu tego piekła, jakie zaczynamy sobie budować już na tej ziemi.

Nie trzeba się dziwić temu, że odejście od Boga sprowadza na nas egzystencjalną dezorientację, tak jak nie dziwimy się temu, że jeśli człowiek się nie naje, wówczas jest głodny. Oznak wspomnianej dezorientacji znajdziemy w naszym życiu współczesnym wiele 14. Wzrastające poparcie dla aborcji i eutanazji, rozpadanie się najbardziej nawet elementarnych więzi rodzinnych i kryzys praktycznie wszystkich autorytetów społecznych, pogłębiające się poczucie bezsensu życia i plaga narkomanii, pogrążanie się milionów ludzi w destruktywnej samotności i zmniejszające się zrozumienie dla służby społecznej — to najbardziej rzucające się w oczy dowody, że cywilizacja śmierci stanęła już u naszych bram.

Po prostu rzeczywistość jest Boża, cała zanurzona w obecności Boga kochającego. Nie leży w naszej mocy ustanowić, że my nie chcemy, by Bóg był tak blisko, że wolimy Go mieć gdzieś daleko. Kiedy zaczynamy kształtować świat daleko od Boga, znaczy to po prostu, że uciekamy od rzeczywistości; i nie tylko od Boga wówczas uciekamy, ale również od samych siebie, a nawet od sensownego radowania się wartościami doczesnymi. Wcześniej czy później okaże (i okazuje) się, że umieściliśmy swoje życie w jakichś wymiarach ułudy, gdzie króluje nicość i śmierć.

Bóg na ten nasz bunt odpowiada prawdziwie po Bożemu: „Jakąż nieprawość znaleźli we Mnie wasi przodkowie, że odeszli daleko od Mnie?” (Jr 2,5). To przecież po to, żeby nas uratować, dał nam swojego Jednorodzonego Syna. Również nikogo z nas Bóg nie chce potępić, ale chce wszystkich i każdego z nas doprowadzić do zbawienia (por. J 3,17; 1 Tm 2,4; 4,10). Jednak podobnie jak głodnego nie nasycą rozmowy o jedzeniu, tylko musi zacząć jeść, tak samo przez słuchanie opowieści o powszechnym zbawieniu nie wyjdziemy z bram piekła, w które ewidentnie, całymi społeczeństwami zaczynamy już wchodzić. My musimy się po prostu nawracać do Boga i w Nim składać całą naszą nadzieję.

Podsumujmy: ażeby nasze mówienie o potępieniu wiecznym nie było ideologiczne, lecz żeby było to mówienie w wierze, musi się w nim znaleźć miejsce na uprzytamnianie sobie, jak źle i niezgodnie z najgłębszymi potrzebami ludzkiej natury jest człowiekowi być daleko od Boga; musimy ponadto wyraźniej zobaczyć, jak wiele niepotrzebnych i przeklętych rachunków płacimy za to, że błąkamy się w oddaleniu od Boga.

Jest zresztą coś błogosławionego w tym, że nie ma prawdziwego szczęścia poza Bogiem. Już Ojcowie Kościoła domyślali się, że to, co Pismo święte nazywa gniewem Bożym, jest w gruncie rzeczy przejawem miłości Boga do grzeszników i znakiem Jego opieki nad buntownikami.

Nie opuścił Bóg Adama — wyjaśniał święty Jan Złotousty — kiedy nakazał mu opuścić raj. Nakazał mu to nie z innego powodu, tylko ze względu na Jego przyjaźń do człowieka (philantropia)… Wyrzucenie z raju było dziełem raczej Bożej opieki niż gniewu. Takie są bowiem obyczaje naszego Pana, że przez zesłanie kary okazuje nam nie mniejszą troskę, niż kiedy udziela dobra, gdyż wymierza nam tę karę w celu upomnienia. Przecież gdyby wiedział, że bezkarność grzechu nie uczyni nas gorszymi, nigdy by nas więcej nie karał. Żeby jednak powstrzymać nasze staczanie się ku gorszemu i usunąć wzmagającą się przewrotność, jest konsekwentny w swojej przyjaźni do człowieka i dlatego wymierza karę… Zauważ, nasz Pan okazuje stałą swoją dobroć dla człowieka w poszczególnych swoich dziełach. Również poszczególne rodzaje Jego kar pełne są Jego wielorakiej dobroci 15.

Również przejawem raczej opieki Bożej nad nami niż porzucenia nas przez Boga jest to, że — oddaliwszy się od Niego — wprowadziliśmy w nasze życie tyle bezsensu, zakłamania i śmierci. Rozpoznawszy początki piekła już na ziemi, możemy empirycznie przekonać się, że prawdziwa nasza nadzieja jest tylko w Bogu, i w ten sposób uniknąć piekła wiekuistego.

Nauka o potępieniu jako słowo miłości

Ostrzeżenia przed potępieniem wiecznym będą jednak dla nas prawdą martwą i szkodliwą, jeśli nie zobaczymy, że są one słowem Bożej miłości do nas. Każde zdanie Ewangelii wyraża miłość. Również kiedy Pan Jezus mówi nam o potępieniu wiecznym, jest to słowo Jego miłości do nas.

Co to znaczy i co z tego wynika dla głoszenia tej prawdy? Znaczy to, że mamy głosić nowinę o zbawieniu, a nie zajmować się informowaniem ludzi, że mogą osiągnąć zbawienie albo dostać się do piekła; tym bardziej nie wolno nam okłamywać ludzi, że ewangeliczna nauka o potępieniu wiecznym to tylko takie Jezusowe straszenie kominiarzem.

Podstawową prawdą naszego głoszenia musi być nowina, że Jezus chce i może nas zbawić. „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,10). Przypowieść o synu marnotrawnym i o pasterzu poszukującym zagubionej owieczki, duchowa obietnica zawarta w Chrystusowych uzdrowieniach i konkretny los ocalonej przez Niego cudzołożnicy, licznych celników i łotra wraz z Nim ukrzyżowanego, a wreszcie sama Jego śmierć i zmartwychwstanie — krótko mówiąc, cała Ewangelia jest jedną wielką obietnicą zbawienia i wezwaniem do tego, żeby się na nie otworzyć.

Wezwaniem do zbawienia przeniknięte są również Chrystusowe ostrzeżenia przed potępieniem wiecznym. Podobnie jak znaki drogowe informujące o utrudnieniach i ostrzegające przed niebezpieczeństwami przeniknięte są obietnicą bezpiecznego przejazdu przez tę drogę. Podobnie jak ostrzeżenia mass mediów przed muchomorami przeniknięte są nadzieją, że zbieracze przyniosą pełne kosze grzybów jadalnych, i tylko jadalnych.

Gdybyśmy zgubili w nauce Chrystusa Pana o potępieniu wiecznym zawartą w niej miłość, głosilibyśmy nie prawdę, tylko jakąś jej imitację, podróbkę, falsyfikat. Owszem, prawdziwa miłość sięga niekiedy po środki twarde i ostre: jeśli nie ma innego sposobu, żeby doprowadzić do opamiętania tego, kogo się kocha. Serce ludzkie może bowiem obrosnąć tłuszczem albo kamieniem. Może do tego stopnia utracić wrażliwość, że nie rozumie nawet moralnego i duchowego elementarza. Wtedy nie ma rady, trzeba nieraz sięgnąć nawet po młotek, żeby ten kamień rozbić i dotrzeć do żywego serca.

Pan Jezus próbował dotrzeć nawet do takich serc i używał wówczas środków różnych. Potrafił w oczy powiedzieć faryzeuszom, że są plemieniem żmijowym i grobami pobielanymi, ostrzegał nas wszystkich, żebyśmy sobie nie przygotowywali ognia wiecznego. Są to środki ostateczne, którymi próbował dotrzeć do zatwardziałych serc, niewrażliwych już na inne argumenty. Sięgał po nie dlatego, że nas kocha, że nie jest Mu obojętny los faryzeuszy ani los kogokolwiek. Przecież to miłość kazała Mu tak często mówić o potępieniu wiecznym. Bo On jest pierwszym, który chciałby, żeby piekło było puste 16.

Niekiedy jednak, bardzo rzadko, wolno — jak sądzę — powiedzieć komuś: „Ty idziesz prosto do piekła, czeka cię potępienie wieczne”. Wolno powiedzieć tak człowiekowi, który własnej niedołężnej matce powtarza ze złością: „Kiedy ty wreszcie zdechniesz?”. I temu, kto cynicznie i bez wstydu żeruje na cudzej biedzie czy nieporadności. I seksualnemu zboczeńcowi, który demoralizuje dzieci. Ale przecież celem tego tak ostrego słowa nie jest wydawanie wyroku, tylko doprowadzenie do opamiętania. Cel takiego mówienia komuś: „Ty przecież pójdziesz do piekła”, polega właśnie na tym, żeby go przed piekłem uchronić 17. Zatem to bardzo mocne słowo jest nie tylko obroną tych, którzy doznają krzywdy, ale zarazem posługą miłości wobec krzywdziciela.

Ratowanie ludzi zagrożonych potępieniem wiecznym

Z powyższych rozważań jasno wynika, że złą przysługę oddawałby ortodoksji katolickiej taki teolog czy duszpasterz, który głosiłby po prostu, że niektórzy ludzie będą zbawieni, niektórzy zaś potępieni. Prawdy o potępieniu wiecznym nie wolno głosić z perspektywy akceptującego obserwatora. O potępieniu wiecznym należy myśleć jako o czymś, co się nie może stać ani ze mną, ani z kimkolwiek. Miłość podpowiada nawet, że gdyby w ogóle kogoś miało spotkać potępienie, to już lepiej mnie niż kogokolwiek innego.

W ten sposób rozumieli tę prawdę wielcy mistycy.

Lepiej będzie dla mnie — modliła się święta Katarzyna ze Sieny — jeśli wszyscy będą zbawieni, a ja sama będę znosić męki piekielne, bylebyś tylko mi zostawił miłość do Ciebie… Jeśli Twoja prawda i sprawiedliwość zgodzą się na to, chciałabym zupełnego zniszczenia piekła albo przynajmniej, żeby żadna dusza tam się więcej nie dostała. A najbardziej bym się cieszyła, gdybyś położył mnie na paszczę piekła, żeby ją zamknąć i żeby nikt więcej tam się nie dostał. Bo w ten sposób wszyscy moi bliźni byliby zbawieni 18.

Niektóre świadectwa modlitewnej walki o dusze zatwardziałych grzeszników przypominają walkę Jakuba z Bogiem (Rdz 32,25–33) czy słynny werset z Księgi Ezechiela (22,30).

Pan sprawiał, że często musiałam przechodzić stany bolesne — pisze święta Małgorzata Maria Alacoque. — Raz wśród nich ukazał mi kary, jakie chciał wymierzyć pewnym duszom. Rzuciłam się wtedy do Jego stóp świętych, mówiąc doń: „O mój Zbawicielu, wyładuj raczej na mnie cały swój gniew i wymaż mnie z księgi żywota, niż miałbyś gubić te dusze, które Cię tak wiele kosztowały!”. A Pan mi odrzekł: „Ależ one cię nie kochają i nie przestaną cię nękać”. „Nic nie szkodzi, o mój Boże, byle Ciebie miłowały. Nie zaprzestanę Cię błagać, byś im przebaczył”. „Nie opieraj mi się, już ich więcej nie mogę znosić”. A ja, objąwszy Zbawiciela jeszcze mocniej: „Nie, mój Panie, nie puszczę Cię wcale, póki im nie przebaczysz” 19.

Święta siostra Faustyna ma poczucie, że swoją modlitwą wyrwała z paszczy piekła wiele zagrożonych dusz. Kiedyś, po jednej ze swoich wielkich modlitw za zatwardziałych grzeszników, miała następujące widzenie:

Obstąpiło mnie mnóstwo psów czarnych, wielkich, skacząc i wyjąc, chcąc mnie poszarpać na kawałki. Spostrzegłam, że nie są to psy, ale szatani. Jeden z nich przemówił ze złością: „za to, żeś nam odebrała tej nocy tyle dusz, to my cię poszarpiemy na kawałki”. Odpowiedziałam, że jeżeli taka jest wola Boga najmiłosierniejszego, to szarpcie mnie na kawałki, bo na to słusznie zasłużyłam, bo jestem najnędzniejsza z grzeszników, a Bóg jest zawsze święty, sprawiedliwy i nieskończenie miłosierny. Na te słowa odpowiedzieli wszyscy razem szatani: „uciekajmy, bo nie jest sama, ale jest z nią Wszechmocny” 20.

Zwycięska walka, jaką jeszcze w dzieciństwie stoczyła święta Teresa od Dzieciątka Jezus o duszę pewnego zbrodniarza, zapoczątkowała w niej wzrastające przez całe życie pragnienie, aby nieustannie walczyć o uratowanie dusz, którym grozi potępienie wieczne:

Od tej łaski jedynej w swoim rodzaju moje pragnienie ratowania dusz wzrastało z każdym dniem. Zdawało mi się, że słyszę Jezusa mówiącego do mnie jak do Samarytanki: „Daj mi pić!”. Była to prawdziwa wymiana miłości. Duszom dawałam krew Jezusową, a Jezusowi ofiarowywałam te same dusze ożywione Boską rosą. Sądziłam, że w ten sposób ugaszę Jego pragnienie; im więcej dawałam Mu pić, tym bardziej wzrastało równocześnie pragnienie mojej biednej małej duszy, a to żarliwe pragnienie dawał mi On, jako najsłodszy napój swej miłości 21.

Jakby podsumowaniem tej wielkiej tradycji mistycznej są słowa, jakie — być może pod wpływem objawień z Fatimy — napisał papież Pius XII w swojej encyklice Mystici Corporis Christi, 46:

Zaiste, straszliwa to tajemnica, i trzeba się bez końca nad nią zastanawiać: oto zbawienie wielu ludzi zawisło od modlitw i dobrowolnych umartwień członków mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa.

We współczesnym Kościele obserwujemy raczej kryzys tej postawy duchowej, która przymuszała wielu Bożych przyjaciół do wielkiego błagania za tymi, którzy wydają się najbardziej zagrożeni utratą zbawienia. Można pytać, czy kryzys ten świadczy o tym, że bakcyl indywidualizmu zniekształca w nas samą nawet nadzieję zbawienia, czy może jest to efekt szerzenia się łatwej nadziei na powszechne zbawienie i w konsekwencji lekceważenia sobie niebezpieczeństwa jego utraty.

To tylko zauważmy, że fałszywe jest takie uznawanie prawdy o potępieniu wiecznym, któremu towarzyszy łatwe pogodzenie się z istnieniem piekła. Ale może jeszcze bardziej odbiega od prawdy „pocieszanie się” domysłami, że piekło zapewne jest puste, zwłaszcza jeżeli postawie tej towarzyszy brak osobistego zaangażowania, ażeby zbawienie, jakim Bóg nas obdarza w Jezusie Chrystusie, dotarło do wszystkich, również do tych, którzy wydają się całkowicie na nie zamknięci.

Obie postawy — zarówno pogodzenie się z istnieniem piekła, jak odrzucanie jego istnienia — budują fałszywe wyobrażenia o Bogu i, co za tym idzie, wypaczają religijny stosunek do Niego. Tam, gdzie istnienie piekła nie budzi religijnego sprzeciwu, łatwo kształtuje się obraz Boga jako surowego Władcy, a lęk może stać się jednym z najistotniejszych wymiarów religijności. Tam z kolei, gdzie z góry się wie o tym, że piekła nie ma, miłosierdzie Boga, który pragnie uzdrowić i napełnić swoją kochającą obecnością nawet największego grzesznika, łatwo rozumieć fałszywie jako pobłażliwość Boga dla naszego zła. Zatem ostatecznie jest to postawa beznadziei co do możliwości naszego wyzwolenia z grzechu; człowiek liczy jedynie na to, że Bóg w swojej pobłażliwości i tak go doprowadzi do szczęśliwego końca.

1 Hans Urs von Balthasar, Wiarygodna jest tylko miłość, Kraków 1997, s. 72n.

2 J.w., s. 74.

3 Odnotujmy jednak jasne przedstawienie nauki wiary na ten temat w Katechizmie Kościoła Katolickiego, 1033–1037. Por. przemówienie Jana Pawła II podczas audiencji generalnej 28 lipca 1999 pt. Piekło jako ostateczne odrzucenie Boga, „Wiadomości KAI”, 30/1999, s. 11.

4 Karl Jaspers, Filozofia i religia, „Więź” 5/1983, s. 44.

5 Simone Weil, Wybór pism, Paryż 1958, s. 129.

6 Beata Obertyńska, Grudki kadzidła, V, LVIII.

7 W harmonii z prawdą zarówno metafizyki, jak wiary, myśl tę sformułowała powieściopisarka, Sigrid Undset, przedstawiając ją w formie absurdalnej, absolutnie nierealnej hipotezy: „Gdyby człowiek nie czuł tęsknoty za Bogiem, wtedy czułby się dobrze i w piekle, a tylko my nie moglibyśmy pojąć, iż znalazł tam to, czego serce jego pragnęło” (Sigrid Undset, Krystyna córka Lawransa, t. 1, Warszawa 1956, s. 35). Inaczej, ale w gruncie rzeczy to samo mówi L. Boros: „Gdyby Bóg przestał kochać istotę potępiającą się, to natychmiast i piekło przestałoby być piekłem. Ale Bóg nie może inaczej, jak tylko kochać… Potępiony jest uwięziony w swoim «ja» pośrodku świata, który przenika Bóg” (Istnienie wyzwolone, Warszawa 1971, s. 114).

8 „Ostatecznie ludzie dzielą się tylko na dwie kategorie: tych, którzy mówią Bogu: «bądź wola Twoja», i tych, do których Bóg powie na końcu: «bądź wola twoja»” (Clive S. Lewis, Rozwód ostateczny, Warszawa 1994, s. 67).

9 Jean Guitton, Mój testament filozoficzny, Warszawa 1999, s. 217.

10 Piekło polega na tym, „że człowiek nie chce nic przyjmować i chce być całkowicie samowystarczalny. Jest wyrazem zamknięcia się wyłącznie w tym, co własne. Istota tej otchłani polega właśnie na tym, że człowiek nie chce przyjmować, nie chce nic otrzymywać, tylko wyłącznie na sobie się opierać, sam sobie wystarczać. Jeśli ta postawa dojdzie do ostatecznych granic, człowiek staje się nieczuły, samotny, nieprzystępny. Piekłem jest chcieć–być–tylko–sobą, do czego się dochodzi, gdy człowiek zamyka się wyłącznie w sobie samym” (Joseph Ratzinger, Wprowadzenie w chrześcijaństwo, Kraków 1970, s. 259). Por. dwuwiersz Adama Mickiewicza pt. Ja: „Gdyby szatan na chwilę mógł wynijść sam z siebie, / To by w tej samej chwili już ujrzał się w niebie”.

11 Streszczenie teologii, 174, w: św. Tomasz z Akwinu, Dzieła wybrane, Poznań 1984, s. 76.

12 Św. Leon Wielki, O błogosławieństwach, hom. 95,8, w: Liturgia Godzin, t. 4, Poznań 1988, s. 169.

13 Por. wstrząsający wiersz Sergiusza Awierincewa pt. L’Enfer c’est les autres (tenże, Modlitwa o słowa, Poznań 1995, s. 48n: „(…) Miłość sama – / jest nieodpartym, nieznośnym płomieniem / trawiącym otchłań. (…) / (…) Nie może nie być Bóg, / i wszystko / W płomieniu Jego miłości, i płomień / jeden dla wszystkich; lecz dla Piekła Bóg / jest Piekłem”. W sposób bardzo prostolinijny pisał o tym również Adam Mickiewicz, w dwuwierszu pt. Upór: „Pan dotąd miłosiernie patrzy na szatana, / Lecz szatan odwraca się, by nie widział Pana”.

14 Św. Tomasz z Akwinu wskazuje na pięć przejawów piekła, które może zaczynać się już na tej ziemi. Dwa pierwsze to zakłamanie oraz zatwardziałość w tym zakłamaniu, niezdolność do opamiętania. Po trzecie egoizm — postawa absurdalna, bo człowiek, myśląc tylko o sobie, w rzeczywistości działa przeciwko sobie. Czwartym znakiem piekła zaczynającego się już na tej ziemi jest ten rodzaj duchowych ciemności, kiedy człowiek nie dostrzega, że nasz świat jest Boży, i wydaje mu się, że nasze życie jest bezsensowne albo że ostatecznym jego sensem jest interes i wygoda. I wreszcie po piąte antycypacją potępienia wiecznego są zgryzoty sumienia, które tym się różnią od wyrzutów sumienia, że nie prowadzą do nawrócenia, tylko bezpłodnie męczą człowieka i osłabiają jego duchową energię. Szerzej temat ten przedstawiłem w artykule: Bóg na zawsze utracony, „Ateneum kapłańskie” 98 (1982), nr 439, s. 227–235.

15 Św. Jan Złotousty, In Genesim 3, hom. 18,3 (PG 53,151n).

16 Bardzo trafnie domysły o piekle pustym, domysły, że nauka o potępieniu wiecznym to ze strony Boga tylko zabieg pedagogiczny, skomentował św. Jan Złotousty: „Bóg karze, a ty powiadasz, że to tylko pogróżka. Gdyby tak było, czyżbyś nie był skłonniejszy do upadku? Gdyby Niniwici byli wiedzieli, że mieli do czynienia tylko z groźbami, nie byliby uczuli skruchy; ponieważ zaś oddali się pokucie, zatrzymali pogróżkę na słowach. Chcesz, żeby to była tylko pogróżka? Od ciebie to zależy. Stań się lepszym, a zatrzyma się na pogróżce, jeżeli zaś, czego ci nie życzę, lekceważysz pogróżki, doświadczysz samej rzeczy. Gdyby ludzie przed potopem zlękli się byli groźby, nie byliby ponieśli kary. I my, jeżeli się będziemy bali gróźb, nie narazimy się na ukaranie” (Na List do Filemona, hom. 3,3, w: św. Jan Złotousty, Homilie na Listy Pasterskie świętego Pawła, Kraków 1949, s. 391).

17 por. Katechizm Kościoła Katolickiego, 1036.

18 Legendy dominikańskie, opr. Jacek Salij, Poznań 1982, s. 185n. W tym samym duchu, choć w skromniejszej formie, odczuwał święty Ignacy Loyola, który „mając do wyboru albo rychłą śmierć wraz z pewnością zbawienia, albo długie życie z wielką możliwością pracy dla większej chwały Bożej, choć przy ryzyku i niepewności własnego zbawienia, wybrałby bez wahania to drugie” (św. Ignacy Loyola, Pisma wybrane, t. 1, Kraków 1968, s. 382).

19 Św. Małgorzata Maria Alacoque, Pamiętnik duchowny, Kraków 1947, s. 99. Por. świadectwo św. Teresy z Avili: „Poczęła się we mnie ta boleść niewypowiedziana, jakiej doznaję na widok tylu dusz idących na potępienie… Dla wybawienia choćby jednej od takich strasznych mąk, tysiąc razy ochotnie ofiarowałabym się na śmierć” (Życie napisane przez nią samą, w: św. Teresa od Jezusa, Dzieła, t. 1, Kraków 1962, s. 375). 20 Dzienniczek, zapis pod datą 9 sierpnia 1934.

21 Rękopis „A” dedykowany Matce Agnieszce od Jezusa, folio 46 v., w: św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma, t. 1, Kraków 1971, s. 159.

키워드에 대한 정보 czy można się modlić za ludzi w piekle

다음은 Bing에서 czy można się modlić za ludzi w piekle 주제에 대한 검색 결과입니다. 필요한 경우 더 읽을 수 있습니다.

See also  이코 리안 티비 | 사고쳤습니다....2021 돌돔 최대어 (초도 돌돔 낚시) 9020 투표 이 답변
See also  업 티스 타이어 | 공기 안 넣는 타이어 업티스 205 개의 가장 정확한 답변

See also  Ewidencja Sprzedaży Bezrachunkowej Wzór Excel | 👉How To Automate Daily Sales Records In Excel With Ease 100 개의 자세한 답변

이 기사는 인터넷의 다양한 출처에서 편집되었습니다. 이 기사가 유용했기를 바랍니다. 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오. 매우 감사합니다!

사람들이 주제에 대해 자주 검색하는 키워드 Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi | wiem

  • wiem
  • inteligencja emocjonalna
  • iloraz emocjonalny
  • wysoki iloraz emocjonalny
  • emocje
  • uczucia
  • rozumienie ludzi
  • psychologia
  • stan emocjonalny
  • osoba inteligentna emocjonalnie
  • bądź szczęśliwy
  • bądź optymistą
  • szacunek do siebie
  • zmiany w życiu
  • twoja osobowość
  • fakty psychologiczne
  • mądry
  • zestresowany
  • czuć się komfortowo
  • zaprzyjaźniać się

Oto #10 #oznak #jak #rozpoznać #fałszywych #ludzi #| #wiem


YouTube에서 czy można się modlić za ludzi w piekle 주제의 다른 동영상 보기

주제에 대한 기사를 시청해 주셔서 감사합니다 Oto 10 oznak jak rozpoznać fałszywych ludzi | wiem | czy można się modlić za ludzi w piekle, 이 기사가 유용하다고 생각되면 공유하십시오, 매우 감사합니다.

Leave a Comment